Reklama

Nasz misjonarz po wypadku. Święta pod choinką, nie pod palmami

Ks. Krzysztof Sokół, nasz misjonarz pracujący w Papui Nowej Gwinei w Asaro Catholic Church, który pół roku temu uległ poważnemu wypadkowi na misjach dochodzi do zdrowia. Nadchodzące święta spędzi w rodzinnym domu, a nie jak w ostatnich latach pod palmami.

Opatrzność czuwała

Pochodzący z diecezji radomskiej kapłan uległ wypadkowi latem br. W jadącego motocyklem księdza uderzył autobus.

- Dzięki Bogu, nie mam żadnego urazu głowy, kręgosłupa ani wewnętrznego krwawienia. Jednak moje obie nogi i prawa ręka są złamane. Proszę, módlcie się za moje zdrowie - prosił ks. Krzysztof Sokół.

Wierni otoczyli modlitwą kapłana. Po tygodniu od zdarzenia przyszły pierwsze optymistyczne wieści... a zamieszczone w sieci zdjęcia uspokoiły zmartwionych przyjaciół i znajomych. 

- Chcę Wam wszystkim podziękować z całego serca za wszystkie modlitwy, smsy, wsparcie, prezenty, leki, porady medyczne itd, itd. Już wyszedłem ze szpitala i obecnie jestem w Kefamo (centrum diecezji). W poniedziałek jadę do Kundiawy, do ks. dr Jana Jaworskiego, który będzie robił mi operację i starał się złożyć moje połamane kości. Obecnie leżę cały czas na plecach i mogę używać lewej ręki. Jednak jestem naprawdę wdzięczny Bogu, że ​​jest to chwilowe i po 6 - 9 miesiącach - mam nadzieję - powoli będę wracał do normalności, za co jestem bardzo wdzięczny Bogu - docierały kolejne wieści.

 

To był niewątpliwie cud

W listopadzie ks. Krzysztof wrócił do Polski, do rodzinnych Starachowic. Pierwsza próba przylotu do kraju nie powiodła się - było już po odprawie, kapłan otrzymał kartę pokładową, ale na pokład samolotu nie udało się mu wejść. Dopiero kolejne podejście skończyło sukcesem.

- Droga przebiegła bez problemu, udało się szczęśliwie dotrzeć do Polski, od raz do Starachowic, gdzie odbyłem izolację wynikającą z pandemii koronawirusa - mówi ks. Krzysztof Sokół, który kompleksowe leczenie i rehabilitację odbywa aktualnie w Poznaniu, gdyż tam są większe możliwości. - Prognozy lekarzy są bardzo optymistyczne. Biorąc pod uwagę urazy, których doznałem, zadziało się wiele rzeczy, które należy pojmować w kategoriach cudu. Połamane były obie nogi (jedna w siedmiu kawałkach) i ręka wraz z nadgarstkiem i łokciu. Operacje, które przeszedłem jeszcze w Papui Nowej Gwinei trwały bardzo długo, po kilka godzin. Były bardzo skomplikowane, ale zakończyły się pełnym sukcesem. Wciąż mam jeszcze dużo metalu w kościach, co będzie trzeba usunąć, ale według prognoz lekarzy już w 2021 roku będę mógł wrócić na misję, czego bardzo bym chciał. Wszystko zależy od tego, jak to będzie się goiło, ale perspektywy są optymistyczne. Zadziwiająco szybko dochodzę do sprawności, choć jeszcze poruszam się o kulach - dodaje misjonarz, który na czarnym lądzie spędził ostatnie osiem lat. Przed wyjazdem na misje służy tylko cztery lata na parafii.  

- To, co się wydarzyło, jest wielkim cudem Bożej miłości. Boża Opatrzność widoczna jest z każdej strony, co pozwala jeszcze bardziej zaufać Panu Bogu. To niesamowity splot pozytywnych zdarzeń w tym całym nieszczęściu. Kiedy ocknąłem się po wypadku był przy mnie szafarz nadzwyczajny komunii, który pojechał ze mną do szpitala. Szpital był raptem 200 metrów od miejsca zdarzania a na miejscu, jakby na mnie czekała karetka. W ciągu pół godziny znalazłem się w szpitalu w Goroka a potem w Kundiawa, gdzie trafiłem w fachowe ręce dr Jaworskiego. Operacje niosły za sobą ogromne ryzyko niepełnosprawności, uszkodzenia nerwów, ścięgien, tętnic. Ale wszystko poszło pomyślnie. Aktualnie, czas koronawirusa nie sprzyja chorowaniu, ale dzięki Bożej Opatrzności udaje się te wszystkie przeciwności pokonać.  

Przed naszym misjonarzem pierwsze od 14 lat święta w rodzinnym domu.

 - Jak spadnie śnieg to faktycznie będzie to typowo, polskie Boże Narodzenia i w odróżnieniu od ostatnich lat nie będą to święta pod palmami, tylko pod choinką, z czego bardzo się cieszę - nie ukrywa 39-latek.    

Ewelina Jamka

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Szydlowiecki.eu




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do