Reklama

Wielkanocny czas w Papui Nowej Gwinei

Ksiądz Marian Dziurzyński, misjonarz, po 19 latach pobytu w Papui Nowej Gwinei wrócił do Polski. Wspomina swoją pracę i świętowanie w egzotycznym kraju.


350 parafian

Ksiądz Marian Dziurzyński jest kapłanem od 37 lat. Święcenia przyjął w 1983 r. w Bazylice Archikatedralnej Św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Połowę swojej posługi spędził w odległej o ok. 17 tysięcy kilometrów Papui Nowej Gwinei, leżącej na drugiej półkuli, gdzie życie wygląda zupełnie inaczej.

Ostatnie lata żył i pracował w parafii Pundibasa. Wcześniej głosił Słowo Boże w Josephstaal, Bundi i Wasiffi. Ze swoimi parafianami rozmawia w języku angielskim i lokalnym pidgin.                                                                      - Wstawałem o 6 rano, kiedy słońce zaczyna wschodzić (w krajach leżących przy równiku doba trwa 12 godz. Słońce wstaje o 6 rano i zachodzi o 18 wieczorem - przyp. red.). O godzinie 7.00 odprawiałem Mszę św. Po śniadaniu odwiedzałem moich parafian. W Pundibasa parafia liczy ok. 350 ludzi. Bywałem w szkole, spotykałem się z młodymi ludźmi. Po lunchu często wykonywałem jakieś prace przy kościele, w ogródku. Często zapraszałem parafian do pomocy. Pomagają w porządkach w kościele oraz wokół niego. O godzinie 18.00 w zasadzie kończy się dzień, słońce zachodzi. Życie publiczne zamiera. Tam gdzie jest światło można poświęcić się jeszcze jakiejś czynności. U nas światło jest przez 3/4 roku, jednak większość mieszkańców w buszu go nie ma. Tam większość rzeczy działa "na pół gwizdka". Po obfitych opadach deszczu prądu ani żadnej łączności za pomocą telefonu czy internetu nie ma. W większości przypadków nie wiadomo kiedy będzie znów działać - opowiada.

 Papua-Nowa Gwinea 

Jest konstytucyjną monarchią parlamentarną. Głową państwa jest królowa angielska Elżbieta II reprezentowana przez wybieranego na 6-letnią kadencję gubernatora generalnego. Chrześcijaństwo w Papui Nowej Gwinei pojawiło się ponad 100 lat temu.

- W 1886 r. przybyli tu pierwsi biali księża Werbiści. Nauczanie zaczęło się rozprzestrzeniać w stronę gór. Parafia na której obecnie pracuję w przyszłym roku będzie obchodziła 30-lecie istnienia - mówi.

W Papui Nowej Gwinei nie ma zwyczaju obchodzenia świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy w taki sposób jak w Polsce i innych krajach. - Życie tam biegnie prościej i łatwiej niż w krajach zachodnich. Nie ma tego całego pędu, zakupów, przygotowań.

Zamiast Grobu płócienko

 - Ludność papuaska uwielbia różnego rodzaju procesje, a że palm nie brakuje, procesja w Niedzielę Palmową nabiera szczególnie uroczystego charakteru. Triduum Paschalne jest bardzo podobne jak w polskim kościele. Msza Wieczerzy Pańskiej, która zwykle odprawiana jest w Wielki Czwartek, tu sprawowana jest na początku tygodnia, kiedy odwiedza nas biskup. W Wielki Piątek odprawiana jest Droga Krzyżowa. Grobu Pańskiego w parafii nie robi się. Nie ma tu takiej tradycji. Zawieszałem natomiast płócienko z namalowanym Grobem Pańskim, które podarowały mi siostry Elżbietanki, gdy pracowałem w Warszawie. Wtedy parafianie przychodzą, podziwiają, mówią: "Rzeczywiście Pan Jezus był martwy, leżał w grobie i prawdziwie zmartwychwstał". W Wielką Sobotę nie ma święcenia pokarmów. Tego dnia zazwyczaj sprząta się kościół i dekoruje na nadchodzącą Niedzielę Zmartwychwstania. Mszy Rezurekcyjnej towarzyszą liczne procesje - mówi.

 Ubogo

Ludność Papui Nowej Gwinei jest bardzo uboga. Zamieszkuje chatki wznoszone na tzw. palach, przykrytych trawą. - Są bardzo biednymi ludźmi. Dla nich bogactwem jest na przykład posiadanie w hodowli świni lub możliwość noszenia całej, niepodartej koszuli. Pomimo, że hodują trzodę chlewną mięsa nie spożywają wiele. Posiadanie świni jest oznaką bogactwa, a zabija się ją tylko w określonych przypadkach, na specjalne okazje. 

Bardzo dużo je się tam ryb, warzyw, słodkich ziemniaków. Przy parafii mieliśmy ogródek, w którym hodowałem pomidory, ogórki, marchew. Moją plebanią była drewniana chatka. W miastach jest już trochę murowanego budownictwa. Jednak nieczęsto wznosi się tam takie budowle, z uwagi na liczne trzęsienia ziemi, które nawiedzają region i obawy związane z zawaleniem.

Kościół również jest drewniany, z murowaną posadzką, przykryty blachą. Wcześniej wierni przychodzili i siadali na gołej podłodze. Jakiś czas temu udało się z grubych belek wykonać ławki. Kościół jest dziesięć razy mniejszy niż nasze świątynie. Można powiedzieć, że papuaską świątynię stanowi jedna boczna nawa przeciętnego polskiego kościoła. W ołtarzu obraz św. Józefa i Maryi, powieszony na matach z bambusa. Nie ma konfesjonału, spowiedź odbywa się przy klęczniku lub w bezpośredniej rozmowie - opowiada.

 Jesteśmy podobni

Większość obrzędów takich jak np. przyjęcia Sakramentu Małżeństwa czy pogrzebu przebiega podobnie jak w Polsce. - W miastach są już cmentarze. W wielu wioskach nadal jednak chowa się zmarłych pod domami. W ludziach tych nadal istnieje mocne przeświadczenie, że duch zmarłego powinien być blisko rodziny, bo roztacza nad nią opiekę.

Często udzielamy zbiorowych ślubów. Oczywiście stroje małżonków nie są tak bogate jak w Polsce. Zazwyczaj w przypadku panny młodej jest to zwykła sukienka, a pana młodego koszulka i spodnie. Rzadko zdarza się, żeby chłopak miał na sobie garnitur. Bardzo rzadko również nowożeńcy wymieniają się obrączkami. Jeśli już, są to zwykłe pierścionki kupione za grosze. Gdy byłem w parafii Bundi, dla młodych zawierających małżeństwo, przyjęcie samego sakramentu nie było ważne. Ważniejsze były tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ważnym obrzędem było tam wybranie przez członków obu rodzin najtłustszego prosiaka i zabicie go. Panna młoda, która stała ubrana tylko od pasa w dół, była smarowana sadłem świni, a następnie młodzi na znak zawartej więzi, zjadali na surowo serce lub inny organ zwierzęcia.

 Pogańskich tradycji jest nadal wiele i trudno je wykorzenić w krótkim czasie. Jednak czy w Polsce nie mamy z nimi do czynienia? Patrząc z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że Papuasi są bardzo podobni do Polaków w wielu kwestiach... - dodaje misjonarz.                                                                                            Małgorzata Śpiewak

Ks. Marian Dziurzyński, ur. 8 września 1955 r. w Wąchocku. Ukończył Seminarium Duchowne w Warszawie. Święcenia kapłańskie przyjął w 1983 r. Pierwszą parafią gdzie posługiwał jako wikariusz były Budziszewice, następnie był kapłanem w Łowiczu oraz w parafii pw. Św. St. Kostki w Warszawie. 3 lata spędził na misjach w Zambii. Po powrocie krótko był kapelanem w szpitalu Sióstr Elżbietanek w Warszawie. Przez 4 lata kierował parafią w Zalesiu Dolnym. W 2000 r. wyjechał do Papui Nowej Gwinei. Wrócił na stałe w minionym roku.     

                    
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Szydlowiecki.eu




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do