
Choroba, ciągłe leczenie i rehabilitacja córki tak pochłonęły młodą mamę, że o mały włos zaniedbałaby swoje zdrowie. Być może wczesna i trafna diagnoza pozwoli jej jeszcze długo cieszyć się miarę normalnym życiem, ale potrzebne jest kosztowne leczenie i rehabilitacja. Niestety to przerasta możliwości finansowe rodziny, dlatego bardzo prosimy o pomoc.
Rok 2024 miał być dla lepszym początkiem nowego życia dla rodziny Ciałkowskich. Zmagająca się od urodzenia z licznymi problemami zdrowotnym 10-letnia córka otrzymała szansę od losu - przeszczep nerki. Miało być już tylko lepiej...
Po przeszczepie
- Początki były trudne, powikłania, tygodnie spędzone w szpitalu, strach o jej życie. Po wyjściu czuliśmy ogromną ulgę, córka Anitka zareagowała bardzo dobrze na przeszczep. Poradziła sobie ze wszelkimi przeciwnościami. Teraz miało być już tylko dobrze, koniec dializ, diety i życia w ciągłym strachu - pisze na portalu zrzutka.pl. Piotr Ciałkowski, którego sytuacja zmusiła do prośby o pomoc w finansowaniu leczenia chorej żony Patrycji.
Po 10 latach życia w ciągłym stresie, skoncentrowani głównie na leczeniu dziecka rodzice dostali kolejny coś od losu. Niespełna dwa miesiące temu świat ponownie się zawalił. Pod koniec października pani Patrycja otrzymała diagnozę zaawansowanego stadium stwardnienia rozsianego. Badania, szpitale, konsultacje - wszystkie wspomnienia i strach wróciły na nowo, ze zdwojoną siłą, bo co będzie, kiedy kobieta, która do tej pory zajmowała się głównie domem i chorą córką, sama będzie wymagał opieki.
Nagły cios
Niewyobrażalnie duże zmęczenie, bezsenność, bóle mięśni, stawów i głowy, nogi jak z waty - te sygnały dawały znać o sobie od dawna. Ale pnia Patrycja zrzucała to na karby stresu związanego z chorobą i leczeniem dziecka.
- Kiedy potworne mrowienie obu stóp idące w górę aż do kręgosłupa nie dawało spokoju poszłam do lekarza, najpierw do fizjoterapeuty - myślałam, że masaż coś pomoże. Ale konieczna była wizyta u neurologa. Wspaniały człowiek szybko zareagował na moje dolegliwości, zlecił badania, wyniki nie pozostawiały złudzeń. Szybko trafiłam do szpitala. Usłyszałam diagnozę i świat mi się zawalił kolejny raz. Dziewięć miesięcy po przeszczepie córki, kiedy mieliśmy już żyć w miarę normalnie, taki cios. Mam 4 proc. uszkodzenia rdzenia kręgowego, farmakologiczne leczenie nie wchodzi w grę, konieczne jest intensywne leczenie, zastrzyki (w 90 proc. mogą powstrzymać postęp choroby) i rehabilitacja, bo kolejny rzut choroby może spowodować, że usiądę na wózku. Mąż mnie bardzo wspiera, motywuje do działania, mówi, że sobie poradzimy, ale bardzo się boję, co będzie z córką, kiedy i ja będę wymagać opieki. Walczę każdego dnia, ponieważ mam dla kogo. Muszę jakoś odnaleźć się w nowej sytuacji i pokonywać kolejne trudności, ale bywają chwile zwątpienia. Córka jest pod stałą opieką specjalistów, przyjmuje leki, żeby nie było odrzutu przeszczepu, codziennie musimy dojeżdżać na zajęcia, rehabilitację. Przed nią jeszcze przeszczep wątroby i usunięcie trzustki, poza ma zdiagnozowane opóźnienie rozwoju psycho-ruchowego. Jestem jej potrzebna - mówi 36-letnia kobieta.
Błaganie o pomoc
Stwardnienie rozsiane to choroba, która wpływa na mózg i rdzeń kręgowy. Leczenie i rehabilitacja, mogą opóźnić postęp choroby, ale jest ona nieuleczalna. Poza tym leczenie jest bardzo kosztowne. To choroba nieprzewidywalna, kładąc się do łóżka człowiek nie wie czy wstanie.
- Nauczyliśmy się doceniać każdy dzień, cieszyć się z małych rzeczy. Mamy wokół wiele życzliwych osób, lecz ich wsparcie nie wystarcza. Pieniądze szczęścia nie dają, ale Jej pozwolą dłużej żyć, funkcjonować. Bardzo proszę o wsparcie Mojej Żony, razem możemy więcej. Musi walczyć dla Nas. Dziękuję z całego serca za każdą pomoc - pisze zrozpaczony mąż Piotr.
Pomóc można wchodząc na https://zrzutka.pl/38m7es
Ewelina Jamka
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie