
34-letnia Marta, przyjaciółka Stowarzyszenia Pomocna Dłoń Szydłowiec, która inicjowała zbiórki dla rodzin z Ukrainy i Polski, niosła pomoc i pokrzepienie dla potrzebujących, teraz sama potrzebuje wsparcia. Kobieta boryka się z rakiem piersi...
Parszywy koniec roku...
W ciągu jednego roku na panią Martę i jej rodzinę spadło wiele nieszczęść. - Najpierw choroba i śmierć ojca mojego partnera. Potem nowotwór u mojego taty. Teraz to ja mierzę się z poważnym przeciwnikiem... - mówi.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, 22 grudnia ubiegłego roku kobieta odebrała wynik biopsji, który rozwiał już wszelkie wątpliwości, przekreślił nadzieje. Diagnoza brzmiała: rak piersi, dwuogniskowy, lumiarny B. Taki niezbyt miły świąteczny prezent.
Na szczęście w badaniu TK nie uwidoczniono żadnych przerzutów. To była jedna dobra wiadomość.
- W tym samym czasie, kiedy ja przechodziłam te wszystkie badania, mój tata miał natomiast chemioterapię. Przechodził ją bardzo źle. Były wymioty, duże bóle, brak apetytu, bezsenność itd. Ciężko patrzeć jak bliska osoba, twój rodzic, tak cierpi. Zastanawiałam się wtedy czy ja przejdę przez to samo? Ta sytuacja bardzo mnie przygnębiała. Mnie i całą moją rodzinę, która nie dowierzała, że tak wszystko w jednym czasie się posypało - opowiada.
Terapia, leki
Jeszcze przed Sylwestrem zebrało się konsylium, podczas którego lekarze zadecydowali w pierwszej kolejności o mastektomii podskórnej wraz z usunięciem tzw. węzła wartowniczego. Termin - 9 lutego. - Dwa tygodnie czekałam na wynik badania histopatologicznego, w którym niestety okazało się, że mam przerzuty do węzłów chłonnych. Tak więc lekarze zdecydowali o wycięciu wszystkich węzłów pachowych. To ponownie mnie dobiło. Zabiło moje marzenia, plany. Niestety już nigdy nie będę mogła wrócić do moich obowiązków zawodowych, bo prawa ręka już nigdy nie będzie tak sprawna jak była do tej pory. Czeka mnie dalsza terapia, leczenie, radioterapia, chemioterapia i zapewne też hormonoterapia. Czekam na decyzję lekarzy. Potrzebuję rehabilitacji, która przynajmniej częściowo usprawni moją rękę i pozwoli mi normalnie funkcjonować. Powinnam teraz wspierać układ odpornościowy. Niestety nie stać mnie na to wszystko. Częste wizyty w szpitalu, u lekarzy, dojazdy zjadły wszystkie nasze oszczędności. Niestety jest to zbyt duże obciążenie dla rodziny – dwie osoby chore na raz. Nigdy nie prosiłam nikogo o pomoc, to zawsze ja starałam się brać udział w akcjach charytatywnych i pomagać ludziom. Zawsze wszystkim pomagałam, ale nigdy nie sądziłam, że sama będę musiała prosić o pomoc. Widzicie, że na zdjęciach jestem uśmiechnięta, niestety w środku to wrak człowieka - mówi ze smutkiem.
Dzięki niej była pomoc
Marta przed diagnozą byłam bardzo aktywną osobą. Wszędzie było jej pełno. Pomagała innym ludziom, zwierzętom, pracowała, wychowywała dzieci, jeździła na motorze. Zaczęła nawet robić kurs na samochody ciężarowe. Była w trakcie wstępowania do Wojsk Obrony Terytorialnej... Diagnoza przekreśliła wszystko.
W marcu ubiegłego roku pani Marta zorganizowała w Wielkiej Brytanii w miasteczku, w którym mieszkała, zbiórkę darów dla Ukraińców. - Zapełniliśmy aż osiem dużych busów, które przyjechały do Polski. Organizowałam też inne akcje. Teraz niestety ja muszę prosić o wsparcie w walce z rakiem dla mnie i mojego taty.
***
By pomóc pani Marcie wystarczy wejść na stronę internetową siepomaga.pl i pisać Marta Brzezińska. Do tej pory udało się uzbierać ponad 7 tysięcy złotych. Zbiórkę wsparło ponad 100 osób.
fot. archiwum prywatne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie