
Kolejna część wspomnień Lucjana Krogulca ps. Lutek, żołnierza ZWZ -AK. Po kampanii wrześniowej i okresie konspiracji, z początkiem 1943 roku powołany został 22-osobowy leśny oddział zbrojny. Lutek został przydzielony do drużyny Śniadka, pod dowództwem "Mietka".
Utworzenie oddziału "Polskie Wojsko Leśne" stało się koniecznością, gdyż z jednej strony grupy wypadowe nie mogły podołać nawałowi zadań, a z drugiej naszym członkom w organizacji groziło aresztowanie. Młodzież do lasu sprowadził obowiązek protestu i buntu skierowanego przeciwko okupantowi.
Nasza drużyna działała w takim składzie: Stefan Krogulec "Mietek" – Sieradowska Góra, Jan Krogulec "Mrówka" – Sieradowska Góra, Lucjan Krogulec "Lutek" – Sieradowska Góra, Stanisław Fudala "Boguś" - Sieradowice pod lasem, Zygmunt Fudala "Hipek" – Sieradowice pod lasem, Stefan Łukowski "Madej" – Śniadka II, Andrzej Zacharski "Jastrząb" – Śniadka II, Stefan Zacharski "Józek" – Śniadka II, Stanisław Jarosz "Szum" – Śniadka II, Wincenty Biela – Sieradowice Parcela – żołnierz września 1939, Józef Pożoga – Sieradowice pod lasem.
Pierwsze akcje
Na początku stycznia 1943 r. do "Mrówki" zgłosił się z plutonem "Kuźnia" w Michniowie łącznik Franciszek Brzeziński. Miał do przekazania rozkaz por. "Albińskiego" Hipolita Krogulca o wydzieleniu sekcji z naszego oddziału do ubezpieczenia miejsca odprawy dowództwa Kierownictwa Dywersji Okręgu Radomsko- Kieleckiego AK. Narada rozpoczęła się od godzin południowych, zakończyła następnego dnia rano, kiedy to jej uczestnicy co pewien czas opuszczali zebranie. W odprawie brali udział: pułkownik "Ksawery" (Wacław Świeciński), "Mietek" (inż. Mieczysław Płochocki), "Albiński", "Nurt", "Robot", "Profesor" i inni. Zadanie wykonano bez żadnych przygód.
Na przestrzeni miesięcy stycznia i lutego 1943 r. spalono kartoteki kontyngentowe, spisy mieszkańców przeznaczonych na przymusowe prace w gminie Pawłów, przy współudziale członka BCh z Wawrzeńczyc.
W leśnictwie Radkowice, gdzie trwał wyrąb lasu na potrzeby okupanta, "Łoś" ze swoją sekcją dotarł do drwali. Zwrócił się do nich słowami: "Zabierzcie panowie piły i inne narzędzia i idźcie sobie do domu – dajemy wam kilka tygodni urlopu, a gdybyście nas nie zechcieli posłuchać to inaczej będziemy z wami rozmawiać." Akcję ochrony Lasów Państwowych oddział nasz przeprowadził w Nadleśnictwie Rataje, rozpędzając robotników leśnych i wozaków, a także przekazał ludności samowolnie wycinającej drzewa upomnienia.
Zima była ciężka, metrowe zaspy śnieżne, mróz szczypał policzki i wyciskał łzy z oczu. Brakowało ciepłego odzienia – swetrów, skarpet, rękawic. Aby to chłopcom zapewnić, dowództwo oddziału ustaliło rekwizycję wełny w majątkach niemieckich. Majątek ziemski pod nadzorem niemieckim w Sieradowicach miał wyznaczony kontyngent wełny i określony termin jej dostawy do Bodzentyna – w poniedziałek. W nocy17/18 stycznia 1943 r. sanie podjechały bliżej majątku. Ja dostałem rozkaz przecięcia drutów telefonicznych nożycami na tyczce. "Hipek" i "Józek" obstawili stróżów nocnych, aby cicho siedzieli. "Mietek" i "Madej" udali się do Zarządcy, aby zlecił wydanie i otwarcie szopy z wełną, oraz zostawili pokwitowania zarekwirowanej wełny przez Polskie Wojsko Leśne. Sanie podjechały pod szopę, otwartą przez karbowego i wskazaną wełnę nasi woźnice i stróże załadowali. Ładunek zmagazynowano w ziemiance nr 2.
Z uzyskanej z niej przędzy robiono dla Oddziału swetry, golfy i skarpety. Pracę wykonywały dziewczyny z Sieradowic pod lasem. Przez rok 1943 wyprodukowano na drutach około 40 swetrów z golfem i 60 par skarpet wełnianych. Kobiety wykonywały również reperacje ubrań, bielizny, jej pranie i suszenie. Naprawę obuwia dokonywali w Sieradowicach Stanisław Kilian i Piotr Bober i Ludwik Matysek-Sitek.
Na terenie Podobwodu nr II Suchedniów "Słowik" na placówkach nr 3 kryptonim "Tartak" i "Kuźnia", prowadzone były szkolenia żołnierzy Armii Krajowej w okresie grudzień 1942 do wiosny 1943. Szkolenia przeprowadzali: "Nurt", "Robot" zakwaterowani pod Michniowem w miejscowości Zaskale; oraz "Jakub" Roman Suligowski z podobwodu AK Skarżysko-Kamienna. Szkolenia miały miejsce na gajówkach. Przeprowadzano je grupami wg specjalności i rodzaju broni. Wykładowcy zapoznawali nas z rodzajami broni, jej budową, obsługą i zastosowaniem w walce z wrogiem.
W styczniu i lutym 1943 r. poznałem podczas szkolenia porucznika "Nurta" i podporucznika "Robota". Na kolacji w gajówce Opal, na którą nas zaprosił pan Kozłowski, znajomy ze służby leśnej mojego ojca, obecni byli "Nurt", "Robot", "Albiński", "Boruta", "Mietek", mój brat i ja. Osobiście przedstawił nas "Albiński", mój brat stryjeczny. "Nurt" rozmawiał z nami, interesował się rodziną i warunkami materialnymi, oraz uzbrojeniem naszego oddziału. Był bardzo bezpośredni i sympatyczny. Z jego wykładów wynikało, że znał się na rzemiośle wojskowym.
Żołnierze biorący udział w szkoleniu, nie wszyscy wiedzieli, że "Nurt" i "Robot" są cichociemnymi skoczkami z Anglii.
Razem z "Grotem"
W trzeciej dekadzie lutego 1943 roku "Mrówka", oraz "Madej" na spotkaniu w Podobwodzie III Bodzentyn zaproponowali nam, abyśmy dołączyli do oddziału "Grota", który rozpocznie działalność bojową – partyzancką od początku marca. Poprzez "Madeja" otrzymaliśmy od "Grota" polecenie przemieszczenia naszego oddziału na dzień 28 lutego 1943 r. z lasów siekierzyńskich w rejon leśniczówki na Psarskiej Górze. Mieliśmy zdecydować o pozostaniu, bądź przejściu do "Grota".
Na tym spotkaniu część z nas zdecydowała się na przejście do " Grota", a część nie. Podjęliśmy decyzję o rozwiązaniu oddziału "Polskie Wojsko Leśne". Dowódca naszej grupy, "Mietek" wyznaczył gotowość wymarszu na Psarską Górę o godzinie 2:30 w nocy 28 lutego 1943 r.
Otrzymaliśmy broń: 1 rkm, 1 szt. MP 40. 7 szt. kb, amunicja do kb ( po 150 szt. na każdego) z tym że, część tej amunicji miała być przekazana dla żołnierzy "Grota". Każdy po 2 granaty, broń krótką posiadał "Mietek" –Visa, "Boryna" niemieckiego Walthera P-38, ja szturmową szóstkę 6,35 mm. Do indywidualnego wyposażenia żołnierzy grupy należały także: opatrunek osobisty, latarka, szczoteczka do zębów, proszek do mycia zębów, mydło, pędzelek i mydełko do golenia, brzytwa, lusterko kieszonkowe, ręcznik, po dwie pary ciepłej bielizny, po jednym wełnianym swetrze i rękawice. Żołnierze mieli prawie jednakowe umundurowanie.
W ustalonym dniu i godzinie po pożegnaniu kolegów pozostających i podziękowaniu za wspólne działanie w "Polskim Wojsku Leśnym" udaliśmy się do oddziału "Grota". W godzinach popołudniowych, zameldował się łącznik "Cietrzew", który miał zadanie przeprowadzić nas do miejsca pod Łysicą, gdzie będzie kwaterował "Grot". Pomiędzy Górą Miejską, a podnóżem Łysicy, w terenie zalesionym starodrzewem jodły, zatrzymaliśmy się. "Cietrzew" oznajmił, że tu ma być obóz "Grota". Zostawił nam siekierę. Grupa nasza zgłosiła się około godz. 10.30 w dniu 01.03.1943 r. w składzie 9 osób. Łącznik pożegnał nas i zapowiedział przybycie następnej grupy jeszcze dziś około godz. 13.00.
Za Łysicą są Bieliny, gdzie znajduje się posterunek żandarmerii niemieckiej. "Mietek" i "Boryna" lokalizują miejsca, gdzie zostaną wybudowane namioty, latryna i kuchnia. Następna grupa przyjechała w godzinach popołudniowych tego samego dnia, dwoma parami sań od miejscowości Dębno w składzie 7 osób. Do wieczora zostały wykonane: kuchnia, a także stół na koźle i ławy wokół niego, zawieszono półeczkę i lusterko – miejsce do golenia się. Obok obozu w zagłębieniu terenu wybudowano latrynę. Postawiono także jeden prowizoryczny szałas z jedliny w dorodnym i starym drzewostanie lasu jodłowego, o bogatym podszyciu. Jodła chroniła nas od wiatru, deszczu czy śniegu.
Po paru godzinach przerywanego wartami snu, dzwoniąc zębami z zimna, budzimy się o szóstej rano. Dreptamy w miejscu i rozgrzewamy zmarznięte nogi, śmiejemy się i przeklinamy na przemian. Rozgrzewamy się jak tylko możemy, a najwięcej ciepła dawało nam ognisko palące się całą noc. Modlitwy przed śniadaniem i kolacją prowadził "Hipek" na wzór modlitw prowadzonych w Niepokalanowie. W oddziale "Grota" modlitwy te trwały do 7 maja 1943 roku, kiedy to podczas akcji pod Wojciechowem zginął "Hipek". Około godziny 11-tej przybyła grupa 10-ciu ludzi i sanie z zaopatrzeniem. Grupą dowodził ppor. "Grot" Euzebiusz Domoradzki, dowódca oddziału.
"Grot" przedstawił się, że jest dowódcą oddziału partyzanckiego, na podstawie decyzji Okręgu Armii Krajowej w Kielcach, z działalnością oddziału w Górach Świętokrzyskich. Przedstawił nam swego zastępcę "Michała" i poszczególnych członków dowództwa utworzonej grupy partyzancko-bojowej, walczącej jawnie z najeźdźcą niemieckim. Oddział nasz będzie się powiększał w miarę napływy ochotników. Następnie rozmawiał i poznawał każdego partyzanta, a "Pik" dokonywał spisu uzbrojenia i pseudonimów, pytał o zdrowie i samopoczucie.
W dniu tym, nasza grupa przyjęła nazwę "Chłopcy z lasu" (były propozycje nazwy "Pierwsi chłopcy z lasu") Poinformował, że wprowadza zakaz opuszczania obozu przez partyzantów bez zezwolenia oficerów, a także odwiedzania go przez nienależących do oddziału, aby udaremnić przeciwnikowi łatwy wgląd w nasze sprawy.
Stan osobowy pod Łysicą stanowił 49 żołnierzy na dzień 30.04.1943 r. Już na Wykusie pod koniec maja 1943 r. oddział ppor. "Grota" liczył ponad 80 ludzi i liczba ta wciąż wzrastała. Prawie wszyscy partyzanci naszego oddziału wymagali szczególnej troski i opieki ze strony naszego dowództwa. Tylko nieliczni odbyli wcześniej zasadniczą służbę wojskową, lub przeszkolenie wojskowe i strzeleckie. Panowanie nad indywidualnościami partyzantów nie należało do zadań łatwych. Szczególnie dużo troski w wychowaniu i nauce rzemiosła wojskowego partyzantów poświęcał "Grot", "Michał" i pozostali dowódcy.
W leśnym obozie
W pierwszym okresie organizowania oddziału "Chłopcy z lasu" wiele było improwizacji. Po upływie pewnego czasu, wytworzył się swoisty typ żołnierza-partyzanta. Cechowała nas wszystkich koleżeńskość, posłuszeństwo, bojowość i wzorowy stosunek do każdego rozkazu. Warunki w jakich przypadło nam żyć, stworzyły żołnierzy-kolegów. Zatarły się różnice intelektualne, a także obyczajowe. Przeszliśmy wiele szkoleń.
Ostre strzelanie przeprowadzone w lasach pod Łysicą, a następnie w wąwozach Sieradowskiej Góry upewniło dowództwo, że szkolenie nie poszło na marne.
W pierwszej kolejności ustalono zasadę, że oddział ma służyć pomocą ludności polskiej prześladowanej przez okupanta, następnie nie może być ciężarem dla tejże ludności. Tylko w ostatecznych wypadkach może korzystać z kwater w zabudowaniach wiejskich, by nie dawać podstawy do pacyfikowania wsi i osiedli polskich. Te trzy zasady dowództwo uznało za nieodzowne do prowadzenia Zgrupowań partyzanckich.
Rozkład zajęć w ciągu dnia nie był objęty regulaminem wojskowym, a partyzanckim. Pobudka o godzinie 6 rano, godzina na higienę osobistą. Potrzeby osobiste załatwialiśmy w latrynie zbudowanej w sąsiedztwie obozu. Papieru toaletowego nie posiadaliśmy, w tym celu zastępczo służyły nam gazety, te niemieckie najlepsze, szczególnie z wizerunkiem Hitlera, zwykły papier, liście paproci.
O siódmej rano odbywała się modlitwa zbiorowa na placu apelowym. Partyzanci rozpoczynali dzień śpiewem "Kiedy ranne wstają zorze", a gdy dogasały ostatnie blaski dnia przed snem płynęła pieśń "Wszystkie nasze dzienne sprawy", albo "O, Panie któryś jest na niebie". Niosły się echa tych pieśni po rannej rosie lub wieczorem płynęły po mgłach głęboko w las, aż do Św. Katarzyny. O godz. 7.30 odbywał się apel – rozkład zajęć , wyznaczanie wart, patrole placówek, czujek. Po apelu śniadanie, zwykle dobrze przyrządzone, na które składało się: kluski lane na wodzie, odcedzone ze smażoną słoniną, słodzona kawa zbożowa, pajda chleba. Obiad o godz. 13.00, a kolacja o 17.30.
W obozie partyzanckim co wieczór odbywały się apele wieczorne o godzinie 18.30. Odczytywano rozkazy i ustalano zadania na następny dzień. O godz. 19.30 modlitwa zbiorowa. Ubezpieczenie oddziału – wyznaczano dwie placówki, każda po 5+1 partyzantów, służba po 12 godzin, od 18.00 – 6.00
W późniejszym terminie na apelu odczytano rozkaz, że żołnierze będą traktowani jako Armia Krajowa Ochotnicza, do której będą stosowane niektóre postanowienia regulaminów wojskowych.
Leczeniem lekkich ran, zębów, odparzeń stóp i pachwin partyzantów pod Łysicą, za pośrednictwem "Filipa" powierzono lekarzom i dentyście z Bodzentyna, którzy przyjeżdżali na zorganizowane punkty sanitarne. Taki punkt sanitarny zorganizowany był w miejscowości Celiny. W tym czasie sanitariusz "Lis" miał niezbędne lekarstwa i opatrunki.
W okresie jesienno-zimowym i zimowo-wiosennym, kiedy noce były długie i zimne, pojawiały się częste zachorowania, nękały nas przeziębienia, szkorbut i świerzb. "Lis" posiadał maść na świerzb, którą wcierał w miejsca swędzące leżącym w szałasach i zwolnionym z zajęć. Aby ochronić organizm przed przeziębieniem i grypą, "Hipek" – zakonnik z Niepokalanowa zalecił nam, aby w okresie jesienno-zimowym spożyć przynajmniej kilogram cebuli na tydzień. Można jeść ją pod każdą postacią, a przy tym dwa ząbki czosnku dziennie, gdyż cebula i czosnek wytwarzają w naszym organizmie naturalny antybiotyk, chroniący przed przeziębieniem.
Większość partyzantów miała wszy. Latem skuteczne było mrowisko – odzież osobistą nakładało się na kopiec mrowiska i za 3 godziny wolna była od tego robactwa. Dobre rezultaty to częsta zmiana bielizny – najlepsza była odzież lniana zgrzebna, w których wszy się nie lęgły. Nosiłem bieliznę lnianą i często ją zmieniałem. Dzięki temu nie miałem wszy.
Działalnością konspiracyjną objęto również znajdujące się w terenie szpitale wraz z personelem medycznym.
Do zadań służby sanitarnej należały też ekshumacje i pogrzeby poległych i zamordowanych partyzantów.
7.07.1943 r. Po raz pierwszy pod Łysicą oddział był ubezpieczany przez placówkę pod moim dowództwem w składzie: "Lutek", "Hipek", "Wieczorek", "Tomek". Zmieniamy ubezpieczenie "Janusza" od strony zachodniej, kilometr od szosy Bodzentyn – Święta Katarzyna. O godzinie 4.30 rano pobudka, 5.00 wszyscy ubrani z bronią kb, po 2 granaty, koce i żelazne porcje na 12 godzin. Przed wyjściem wypijamy gorącą kawę, następnie melduję służbowemu oficerowi gotowość do wymarszu. Otrzymujemy hasło i odzew ważne przez 12 godzin, oraz uwagi odnośnie pełnienia służby na placówce. O godzinie 5.30 docieramy do placówki "Janusza". Po otrzymaniu uwag z ich służby, o godzinie 6.00 przejmujemy ubezpieczenie, które pełnimy do godziny 18.00. Służba na placówce trwa 12 godzin i przez cały czas na świeżym powietrzu.
11.03.1943 r. o godz. 18 – tej zmieniamy ubezpieczenie na placówce od strony wschodniej obozu w kierunku na Celiny, z widokiem na drogę lokalną z tej wioski do lasu. Skład osobowy naszej placówki jak 7 marca. Zajmujemy stanowiska, wysyłam "Tomka" na czujkę i pełnimy służbę ubezpieczając oddział.
13 .03. 1943 r. sobota, chwała Bogu , że nasza drużyna nie ma służby zewnętrznej, a tylko wewnątrz obozu i wokół niego. Czujki przy kuchni to niewiele, więc będzie można wypocząć. Z "Hipkiem" czas szybko mijał, gdyż ten opowiadał o życiu w zakonie w Niepokalanowie, gdzie był ścisły regulamin dnia i nocy, modlitwy i pracy.
14 i 15 .03.1943 r. Ppor. "Dzik" oraz ppor. "Michał" prowadzili szkolenie dla tych, którzy nie mieli przygotowania wojskowego. W pierwszej kolejności była nauka o broni i umiejętności właściwego obchodzenia się z bronią, na początku z karabinem. Dla początkujących przeznaczano najwięcej czasu, każdego dnia z wyjątkiem niedziel. Od pierwszych dni marca uczono nas także ubezpieczania oddziału zarówno tego dziennego jak i nocnego, w czasie marszu, a także rozmieszczania własnych oddziałów w czasie obław. Z upływem czasu, życie w lesie i partyzantce uczyło dowództwo a także zwykłych żołnierzy zasad taktyki walki i obrony w lesie.
3.05.1943 r. Święto Konstytucji 3 Maja u stóp Puszczy Jodłowej. Na placu apelowym zarządzono zbiórkę całego stanu, oprócz służbowych. Plac apelowy został udekorowany flagami biało-czerwonymi. Do zgromadzonych żołnierzy, na temat Konstytucji 1791r. przemówił patriotycznie por. "Michał". Przypomniał, że dzień 3 Maja był wielką nadzieją Polaków, pragnących silnego państwa. Odśpiewaliśmy "Mazurka Dąbrowskiego" i "Boże coś Polskę".
Tego dnia nie prowadzono zajęć szkoleniowych. Po obiedzie rozpaliliśmy ognisko, potem śpiewy żołnierskie, harcerskie i partyzanckie, min. "Wszystko co nasze Polsce oddamy", "Zielony mosteczek", "Legiony", "Serce w plecaku", "Rozszumiały się wierzby płaczące" i wiele innych. Dyrygentami tego śpiewu byli "Janusz", "Madej" i "Hipek". Pchor. "Wacław" oraz "Filip" czarowali wszystkich dowcipami i skeczami. Stałem wówczas nieco z boku, aby objąć wszystko wzrokiem i zapamiętać na zawsze ten niecodzienny obraz. I tak zapamiętałem tarczę zachodzącego słońca na małym skrawku widocznego nieba nad Łysicą. Nieruchomo stojące jodły i buki stanowiące ozdobę Puszczy Jodłowej, jakoby wsłuchane w partyzanckie śpiewy zdawały się jeszcze piękniejsze. Czuliśmy się wtedy jak w Wolnej i Niepodległej Polsce. Wojna odpłynęła od nas na tę chwilę, a właściwie wcale o niej nie pamiętaliśmy.
Wreszcie ppor. "Dzik" wydał rozkaz o zakończeniu uroczystości przy ognisku. Wyruszyliśmy do Bodzentyna, gdzie miał się odbyć jej dalszy ciąg. Na czele kolumny partyzanci "Karolek" i "Marek" niosą flagi państwowe. Przed nimi wysłano patrol rozpoznawczo – bojowy. Całość naszych sił pomaszerowała dwójkami przez Górny Rynek na Rynek Dolny, zatrzymując się przy figurze św. Floriana i studni głębinowej. W tym miejscu, ppor. "Dzik" dał rozkaz do ustawienia oddziału w czworobok. Rynek był słabo oświetlony, mieszkańcy Bodzentyna pootwierali okna i pozapalali w nich świece, wielu z nich wyszło przed domy. Przy narodowych flagach śpiewamy Hymn Państwowy i "Boże coś Polskę", wtórują nam bodzentyniacy. Atmosfera stała się bardzo podniosła, wielu z nas wzruszenie ściska za gardło. Komendant "Grot" przemówił donośnym głosem. Mówi między innymi; "My Polacy podnieśliśmy broń w 1939 r. aby stawić opór Niemcom, którzy bez wypowiedzenia wojny napadli na nasz kraj. Podstawowym zadaniem Armii Krajowej jest prowadzenie walki z niemieckim najeźdźcą, nawet do oddania życia i odzyskania wolnej i suwerennej Rzeczypospolitej ".
Uroczystość zakończyła się, zostały zdjęte ubezpieczenia z rogatek miasta, a oddział ok. godz. 3.00 -ej wrócił do obozu na Łysicy. Obchody święta udały się, byliśmy zadowoleni, a jednocześnie podniesieni na duchu, myślę, że społeczeństwo Bodzentyna także.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie