Reklama

LUTEK - Żołnierz od Gór Świętokrzyskich (V). Pacyfikacja Michniowa

Dziś fragmenty wspomnień Lucjana Krogulca na temat jego osobistej, wielkiej tragedii - pacyfikacji Michniowa przez Niemców. Zamordowano tam wielu członków rodziny "Lutka". Szczególnie gorzko brzmi końcowy fragment refleksji naszego Bohatera.

Miejscowość Michniów położona jest w dolinie, na skraju lasów siekierzyńskich, przy szosie Suchedniów – Bodzentyn, otoczona od północy, południa i wschodu lasami. Tu istniała w latach pogardy niemieckiej silna grupa konspiracyjna. Michniowska placówka AK udzielała pomocy Związkowi Odwetu, a w latach 1940-1942 istniał tu autonomiczny pion ZWZ-AK do spraw dywersji i sabotażu. Na przełomie 1942/1943 roku, w oparciu o michniowską placówkę sformowano jedną z pierwszych na tym terenie bojówkę "Kedywu", która stały się zalążkiem jednostek dyspozycyjnych kieleckiego Okręgu AK. Bliska współpraca istniała również pomiędzy Michniowem a Zgrupowaniami Partyzanckimi AK "Ponury".

Nasilającą się działalność partyzancką w roku 1943, Niemcy próbowali zahamować przy pomocy bestialskich morderstw, które skierowane były nie tyle przeciwko zbrojnym oddziałom partyzanckim, ile przeciwko bezbronnej ludności cywilnej. 

W niedzielę 11 lipca po południu, mieszkańcy Michniowa usiedli przed domami na ławeczkach i odpoczywali w cieniu drzew przed kolejnym dniem pracy. Nie zwrócili specjalnej uwagi na kilka samochodów osobowych, które zatrzymały się na brzegu Michniowa, od strony Suchedniowa. Wysiadło z nich kilku oficerów niemieckich, którzy spoglądali na okolice wsi i zabudowania, rozmawiali między sobą, mieli jakieś papiery i po pewnym czasie odjechali.

 Żniwo śmierci

W pełni dnia niemieccy żołnierze i policjanci wkroczyli w zabudowania i obejścia wsi. Z krzykiem, wrzaskiem i bijąc kolbami wypędzono z domów Michniowian. Ustawili ich na wiejskiej drodze koło szkoły. Rozpoczęło się żniwo śmierci. Pierwszymi, którzy zginęli byli bracia Antoni i Jan Gołębiowscy. W chwilę później, na wygonie w pobliżu szkoły, Niemcy ustawili 17 mężczyzn w równym szeregu... 

Gdy 12 lipca 1943 roku pomiędzy godz. 12-tą a 13-tą Niemcy opuszczali Michniów na zgliszczach zagród pozostały szczątki 103 zamordowanych mieszkańców wsi, w większości spalonych żywcem. Wśród zamordowanych było: 96 mężczyzn od 16 do 63 lat, 2 kobiety od 44 do 48 lat, 5 dzieci od 5 do 15 lat. Opuszczając wieś Niemcy uprowadzili ze sobą 28 osób, z których było 18 kobiet – które zostały wywiezione na roboty przymusowe do Niemiec, 10 osób osadzono w kieleckim więzieniu, a następnie 9 z nich wywieziono do obozu koncentracyjnego, gdzie 5 osób zamordowano. Jedną osobę zwolniono z więzienia w Kielcach.

To nie był jednak koniec masakry....

12 lipca 1943 roku – odpowiedź na pacyfikację Michniowa

Na Wykusie tego dnia drużyna nasza miała wolny dzień. Partyzanci byli pod wrażeniem wczorajszej uroczystej przysięgi. Oto są teraz w pełni żołnierzami Polskiego Państwa Podziemnego. Powaga atmosfery niedzielnej uroczystości dodała nam siły i umocniła w nas wiarę zwycięstwa oraz mobilizowała do dalszej walki z Niemcami i odzyskania wolności dla naszej Ojczyzny. W dniu tym do Komendanta "Ponurego" dotarła informacja o otoczeniu Michniowa przez Niemców. "Ponury natychmiast zarządził ostre pogotowie i odprawę w swoim namiocie dowódców zgrupowań i oddziałów. Ustalił plan akcji, w której weźmie udział około 120 żołnierzy, podzielonych na trzy oddziały bojowe oraz dodatkowo około 30 żołnierzy do patrolu rozpoznawczo-bojowego. 

Forsownym marszem ruszyliśmy na przełaj przez las, do składnicy drewna przy drodze Bronkowice-Kleszczyny. Po otrzymaniu meldunków "Ponury" wydał rozkaz do dalszego marszu. Ja zostałem przydzielony do zabezpieczenia przedniego jako dowódca grupy szperaczy. Za nami szybkim marszem ruszył "Ponury" z plutonem ochronnym. Następnie forsownym marszem za "Ponurym" podążały wydzielone oddziały. Żołnierze w tej fazie nie wiedzieli co to za akcja, dokąd biegną. W czasie marszu Komendant podaje "Niemcy są w Michniowie, który otoczyli, co wynika z uzyskanych meldunków por. "Stefana" i "Albińskiego". Idziemy na odsiecz ludności. Konieczny jest pośpiech, podać do tyłu." 

Patrole, wróciwszy meldowały "Ponuremu", że niemieccy oprawcy zdążyli już odjechać. Ubezpieczone zgrupowania zatrzymały się na odpoczynek na skraju lasu, na wyznaczonych pozycjach. Pacyfikacja Michniowa stała się faktem. Widząc bezmiar zbrodni, spalonych ludzi i zagrody, decydujemy się pomścić pomordowanych swych ojców, braci, krewnych, przyjaciół, znajomych. "Ponury" ze swoim dowództwem wysyła łączników w teren uzyskując meldunek, że o godz. 2.30 w nocy, będzie przejeżdżał pociąg niemiecki z wojskiem z Krakowa do Warszawy. Komendant postanawia go zaatakować, wysadzić w powietrze i wybić Niemców, którzy z wojskiem jadą na front wschodni. Mamy więc sporo czasu. "Nurt" przed zmrokiem rozsyła patrole. 

 "Ponury" wydaje rozkaz o wymarszu. Oddziały wysyłają do przodu patrole ubezpieczeniowe. W ciemności idziemy przez Michniów. Widzimy tylko dopalające się zgliszcza i sterczące kikuty kominów. Czuć było spaleniznę i swąd spalonych żywcem ludzi. To straszne pogorzelisko, które tym bardziej zwiększyło w nas chęć zemsty na oprawcach tej zbrodni. Następnie idziemy przez las, który przecina droga Wzdół Rządowy - Michniów i po 30 minutach zatrzymujemy się na jego brzegu, skąd widać nasyp kolejowy Łączna - Suchedniów w pobliżu bloku kolejowego na Podłaziu, koło wsi Krzyżka. Tu "Ponury" przeprowadza z oficerami odprawę.

 Ja znalazłem się w ochronie rkm-u, którego celowniczym był "Stryjek". Czekaliśmy, a najgorsze właśnie jest oczekiwanie. Walka przechodzi już spokojnie. Serce zaczęło mocniej bić, gdy od strony Kielc przelatuje tuż obok lokomotywa, a za nią kilka długich wagonów osobowych. Pech chciał, że trotyl i lont nie odpalił. 

 Partyzanci na bloku odebrali informację telefoniczną ze stacji Skarżysko o pociągu osobowym, który około godz. 2-ej wyjedzie stamtąd z wojskiem jadącym na urlop przez Kielce do Niemiec, a także z podczepionymi dwoma wagonami cywili-Polaków. Niemcy w ten sposób zabezpieczali się przed "polskimi bandytami". "Ponury" po otrzymaniu tego meldunku wydaje nowy rozkaz. Zatrzymać pociąg jadący ze Skarżyska, tylko do dwóch ostatnich wagonów nie strzelać, bo tam jadą Polacy-cywile. "Grot" wydaje rozkaz dla naszego oddziału "w tył zwrot, frontem do pociągu jadącego od strony północnej". "Ponury" półgłosem wydaje ostatnie zarządzenia. 

 Słychać już od strony Suchedniowa jak ciężko sapie lokomotywa, widać jak bucha ogień i snopy iskier. Ramię semafora zamyka drogę. Dostrzegamy nadjeżdżający pociąg, zza zakrętu wyjrzał czarny smok o jednym ślepiu. Już się zbliżył. Mimo zamknięcia semafora, Niemcy zaczynają strzelać z okien, a pociąg choć jedzie lekko pod górkę nie myśli stanąć. W tym czasie do akcji włączyły się dwa rkm-y i zmasowanym ogniem ostrzelały kocioł lokomotywy. Przy tryskającej sykiem parze pociąg stanął. "Ponury" wydaje rozkaz ostrzelania pociągu. Wywiązuje się walka na śmierć i życie. Nasza trójka erkaemistów "Stryjek", "Jastrząb" i "Tomek" oraz ja i koledzy z całej głównej linii, a także w pobliżu kpr. "Wąs", Kazimierz Skrzynecki z ckm ładujemy serie ze wszelkiej posiadanej broni w okna pociągu i skupiska niemieckiego ognia. Niemcy strzelają rakietami, robi się widno jak w dzień. Widok mrożący krew w żyłach.

 Słychać jęki i krzyki naszych oraz wołania z tylnych wagonów, żeby nie strzelać, bo tu są Polacy. Niemcy otrzymują ogień z lewej strony, a zatem wyskakują na prawą stronę, niektórzy staczają się z nasypu jak kamienie. Oddział "Jacka" strzela ile może ze swych rkm-ów ogniem ciągłym po nasypie i pod pociąg, skąd wyskakujący Niemcy spomiędzy kół prowadzą ogień.  Tak to piekło trwało około godziny. W tym czasie słyszymy donośny głos "Ponurego", pada rozkaz "przerwać ogień i pod osłoną broni maszynowej skok na pociąg". Wyznaczone sekcje uzbrojone w pistolety maszynowe i granaty, po wcześniejszym obrzuceniu wagonów granatami przez okna, wpadają do nich od czoła lokomotywy i wdają się w walkę z Niemcami. Z naszej drużyny w rozprawianiu się z wrogiem udział brali: "Janusz". "Urban" i "Szum" oraz z drużyny "Wacława" – "Śniady", "Mietek" i "Sowa", a dowodził "Janusz". 

Do likwidacji stanowisk niemieckich, które prowadzą ogień spod pociągu, "Grot" wyznaczył mnie, "Jastrzębia", "Pilota", "Wieczorka" i "Żbika". Była jeszcze ciemna noc i chwila przerwy z niemieckiej strony w strzelaninie. W tej ciszy nasza sekcja podczołgała się bliżej wagonów, gdzie mieściły się stanowiska niemieckie. Były one likwidowane poprzez obrzucenie ich granatami, a także ostrzałem z broni maszynowej, co zdecydowało o zdobyciu przez nasze sekcje poszczególnych wagonów. Niemcy zamknęli się w opancerzonym wagonie pocztowym, skąd ostrzeliwują naszych ogniem broni maszynowej. "Lin", "Katylina", "Cichy" i "Azorek" opanowali lokomotywę, która była wolna od Niemców.

Potem padły długie serie z niedokładnie sprawdzonej przez grupę "Lina" lokomotywy. Dosięgły one "Czarkę", który zostaje ranny. W czasie zakładania ładunków wybuchowych na wagon pocztowy przez "Czarkę" i "Rafała" wydany był rozkaz, aby wstrzymać ostrzał lokomotywy i wagonu pocztowego. Teraz otrzymujemy rozkaz do jego wznowienia i osłaniamy ich bronią maszynową. "Jastrząb" i "Tomek" z grupy "Rafała", "Jaśka", "Adasia" i grupy "Lina", "Katyliny", która wynosi rannego "Czarkę" poza zasięg ognia wroga. 

 Nasza grupa w dalszym ciągu zajmuje bliższe stanowiska toru, gdzie rzucenie kilku granatów zadecydowało o zdobyciu przez naszych chłopców następnego wagonu. "Nurt" przedostaje się do kolejnego wagonu, ale zostaje ostrzelany silnym ogniem przeciwnika i został zmuszony do wycofania się. Niemcy wyskakujący z pociągu chronią się na torze pod pociągiem, a tam likwiduje ich grupa "Szorta" i "Jacka". 

Walka nie słabnie, nasi nie przerywają ognia, rażeni przez pociski wroga chcieliśmy żyć. Jeden z partyzantów obok naszej grupy jęczał, dwóch jego kolegów wzięło go na płaszcz i wynieśli tam, gdzie leżał już "Czarka" i inni ranni. Niemiecka obrona już osłabła, ale nie poddała się do końca. 

W niebo tryskają niemieckie rakiety wzywające pomocy. Od strony Kielc i Suchedniowa słychać na szosie nadjeżdżające samochody. Zakończyła się już akcja, zamilkły strzały, ustał trzask łamanych drzwi i wybijanych okien. Po przeciągającej się walce Komendant "Ponury" wydaje rozkaz, aby przerwać ogień. Pod jeszcze silnym ostrzałem z wagonu pocztowego i środkowych, oddziały nasze wycofały się z zasięgu niemieckiego ognia

 

 Ściągnięto ubezpieczenia, zarządzono zbiórkę, sprawdzono stany, ustalono rannych. Byli to: "Czarka" Jan Rogowski, przestrzelone płuco, "Witek" Witold Waligórski postrzelony w walkach w wagonie, "Dan" Wiesław Jaszewski, "Gall" Jerzy Łabuś i "Dzium" Czesław Oświeciński. Rannymi opiekowali się lekarze i sanitariusze, których ubezpieczyła osłoną drużyna z grupy warszawskiej, maszerując już znaną trasą w kierunku gajówki Opal. Nasza grupa opuszcza swe stanowiska. 

 Trasa odwrotu prowadziła przez teren otwarty i mały lasek.  Podeszli do nas mieszkańcy Michniowa. Słychać było donośny płacz, zwłaszcza kobiet, które straciły dziś najbliższych, pomordowanych - spalonych żywcem, przez Niemców, oprawców. Był też mój stryj, Ignacy Krogulec, od którego "Mietek" i ja uzyskaliśmy tragiczną wiadomość o spaleniu żywcem dwóch Jego synów, a naszych braci, Stefana i Juliana. Pytał nas co ma robić. "Mietek" poradził mu, żeby uciekał z pozostałą rodziną do lasu lub do innej wioski. Ze strony naszego dowództwa padały zapewnienia "nie uciekajcie, będziemy Was bronić". Ponadto stryj dodał, że jego najmłodszy syn Władysław, został przez Niemców aresztowany i wywieziony z innymi do Kielc. 

 Po akcji partyzantów w nocy na pociąg niemiecki koło m. Krzyżka nie byli oni pewni swojego życia, a także zapewnienia dowództwa, że ich obronią. Ci, którzy kierowali się swoim rozumem i uciekli do lasu przeżyli. Zebranych mieszkańców na wygonie pocieszamy jak możemy. Podpowiadamy, aby nie pozwolili się Niemcom otoczyć drugi raz, wystawić warty, a gdy będą nadciągać Niemcy, kto tylko może niech ucieka do lasu. Współczuje im każdy partyzant i pociesza jak umie.

 Otoczyli "Ponurego", który im przyrzeka, że zorganizuje zasadzkę tu na skraju lasu, aby w razie najazdu Niemców pomścić zbrodnie dokonaną na mieszkańcach Michniowa. Już się rozwidniało jak ubezpieczone oddziały zajęły stanowiska na skraju lasu i czekaliśmy na przyjazd Niemców około dwóch godzin, bez skutku. W końcu ściągnięto ubezpieczenia i już drugi dzień bez jedzenia wymaszerowaliśmy powrotną drogą w kierunku Wykusu, który po tym wszystkim stał się naszym domem.

Akcja na pociąg  zakończyła się naszym zwycięstwem. Sporna jest tylko wysokość strat niemieckich, oceniania przez nas na około 80 zabitych i rannych Niemców. Faktem jest natomiast, że wśród partyzantów nie było strat w ludziach, a tylko 5 z nas zostało rannych.

Dzień zagłady – 13 lipca 1943 roku.

Dowództwo jak i wywiad nie przewidziało reakcji Niemców w kwestii doprowadzenia mordu na mieszkańcach Michniowa do końca. I to był nieobliczalny błąd. Tego dnia tyraliera od strony Suchedniowa i Ostojowa znów stanęła na skraju wsi Michniów. Ta sama kompania antypartyzancka Niemców zajęła stanowiska, aby dokończyć ostatecznej pacyfikacji na w pół spalonej wsi. Już z daleka rozpoczęli oni ostrzeliwanie zabudowań wsi. Po wkroczeniu Niemcy rozpoczęli okrutne dzieło zbrodni – ludobójstwa, mordując wszystkich, którzy pozostali. 

 

Od strony północnej Michniowa znajdowało się gospodarstwo mojego dziadka Józefa, czwarte licząc od tej strony. To była również z dziada pradziada ojcowizna mojego Taty Stanisława, który tu się urodził 10.02.1878 r. tu się wychował i pracował przez 32 lata. Stąd został przeniesiony służbowo na gajówkę w Węglowie w 1910 roku. Na ojcowiźnie został stryj Ignacy, który tu gospodarował. W dniu tragedii, 13 lipca w domu mieszkalnym przebywał stryj, jego żona Florentyna i ich sześcioletnia córka Ania. Syn Stanisław w tym czasie był w domu nieobecny. Służył przed 1939 rokiem w Wojsku Polskim, żandarmerii i brał udział w wojnie z Niemcami. Po powrocie pomagał rodzicom w gospodarce. Należał do Armii Krajowej w Podobwodzie II "Słowik" oraz był członkiem grupy specjalnej zwalczającej w rejonie Gór Świętokrzyskich grasujących bandytów i złodziei, a także wykonujących wyroki na konfidentach Gestapo i volksdeutschach. W domu mieszkalnym w tym czasie byli jeszcze ciotka Rozalia Michta i jej mąż Stanisław, a także dwoje ich dzieci czternastoletnia Alina i czteroletni Jan. Stryj i wuj Michta ukryli się w schowku – pryzmie kamieni w pobliżu obory. 

W tym dniu Niemcy nie pytali nikogo o nazwiska, nie sporządzali list, wchodzili do kolejnych domów i obejść gospodarczych, mordowali mieszkańców i podpalali. Gdy płonął dom i obora stryja, a rozgrzane kamienie zaczęły się rozsuwać, z kryjówki pierwszy wyskoczył wuj Michta, uciekał przez łąkę ku łanom zboża, aby tam się ukryć. Nie zdążył, zastrzelili Go Niemcy. Stryj Ignacy, choć już tliło się na nim ubranie wytrzymał, a w tym czasie Niemcy zajęci byli wujem, opuścił schowek i pobiegł w przeciwnym kierunku. Cudem przebył ogarnięty ogniem budynek oraz drogę do ogródka sąsiada Chaby. Tu na grządce wysokiego bobu, który jest rośliną dość grubą i liściastą, ukrył się i przeżył. Stryjenka i moja siostra stryjeczna Ania, a także ciotka Rozalia Michta i jej dwoje dzieci zostały spalone. Poprzedniego dnia najmłodszy syn stryja, Władysław l. 15 (ur. 1928 r.) i Kazimierz Krogulec l. 19 syn stryja Kazimierza (ur. 1924 r.) zostali aresztowani przez Niemców i tego dnia razem z innymi mieszkańcami Michniowa (razem 10 osób) wywieziono ich do kieleckiego więzienia przy ul. Zamkowej. Po wnikliwych i brutalnych badaniach, 9 osób wywieziono do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, z których przeżyły: Zofia Materek, Bogdan Materek i Kazimierz Krogulec. 

Władysław Krogulec, najmłodszy z aresztowanych został zwolniony z kieleckiego więzienia po przekupieniu strażników. Po tym do zakończenia wojny ukrywał się u naszej rodziny w Ostojowie. Pozostali aresztowani tego dnia w Michniowie tj. Jan Materek, Antoni Materek, Teofil Materek, Piotr Charasymowicz, Feliks Daniłowski i Władysława Daniłowska podzielili los milionów ofiar Oświęcimia i zostali zamordowani przez oprawców niemieckich. Również w pierwszym dniu pacyfikacji Michniowa na przymusowe roboty do Niemiec wywieziono około 20 kobiet, w tym moje siostry stryjeczne i cioteczne, Weronikę Krogulec, Janinę Krogulec, a Wacława Materek pracowała u por. Schupo - Biela.

Tragiczny bilans

W drugim dniu pacyfikacji Michniowa, Niemcy zamordowali 100 osób w tym: 8 mężczyzn od 16 do 69 lat, 50 kobiet od 16 do 75 lat, 42 dzieci od 9 dni do 15 lat. Najmłodsza ofiara zbrodni michniowskiej to dziewięciodniowy Stefan Dąbrowa. I właśnie tego dnia został ochrzczony w parafii Wzdół Rządowy. Spotkała Go śmierć z rąk Niemców, którzy na pasach wojskowych mieli wypisane słowa: "Gott mit uns" – Bóg z nami. Razem więc w tych dwóch tragicznych lipcowych dniach Niemcy bestialsko zamordowali łącznie 212 osób. W tym było 9 osób przygodnych, które w tych dniach okazyjnie nocowały w Michniowie, w drodze na targ do Bodzentyna lub się tu ukrywały. Wieś przestała po prostu istnieć.

 

 Władze niemieckie tuż po pacyfikacji wydały specjalne zarządzenie, zakazujące odbudowy Michniowa, uprawy pola, a także udzielania pomocy pozostałym przy życiu mieszkańcom Michniowa. Mimo niemieckich zarządzeń, michniowianie, którzy uratowali się w dniach zagłady, przetrwali do końca okupacji w okolicznych wsiach, gdzie udzielono im pomocy. Na przykład siostry stryjeczne Franciszka Biela z synami Dionizym i Janem, otrzymały schronienie we Wzdole w gospodarstwie Franciszka Dulęby. Jej mąż w tym czasie przebywał w niewoli niemieckiej jako żołnierz 1939 roku. Natomiast Marianna Krogulec znalazła schronienie u gospodarza Bolesława Nawrota w m. Wawrzeńczyce. Stryj Ignacy, a po wyjściu z więzienia Władysław ukrywali się u rodziny w Ostojowie. Uratowani mieszkańcy Michniowa znaleźli schronienie w miejscowości Berezów, Suchedniów, Orzechówka i innych. 

 

Z mojej rodziny bliskiej i dalszej w dniach zagłady Michniowa 12-13 lipca 1943 roku zostali przez Niemców zamordowani - spaleni żywcem:

KROGULEC

1. Florentyna l. 49, żona Ignacego Krogulca

2. Julian l. 24,

3. Stefan l.19,

4. Anna l. 5,

5. Eugeniusz l. 33,

6. Stefan l. 20,

7. Walerian l. 20,

8. Maria l. 25,

9. Julian l. 16;

WIKŁO

10. Władysław l. 48,

11. Stanisława l. 44, siostra Stanisława Krogulca,

12. Stefan l.23,

13. Edmund l.18,

14. Roman l. 16,

15. Zofia l. 14,

16. Halina l. 11,

17. Maria l. 8,

18. Józef l. 6;

BIELA

19. Józef l. 31,

20. Janina l. 27, siostra Franciszka, żona Bolesława,

21. Bogdan l. 4;

MICHTA

22. Stanisław l.31,

23. Rozalia l.34,

24. Rozalia l. 61, siostra Ignacego,

25. Alina l. 14,

26. Jan l. 4;

HABA

27. Jan l. 49,

28. Anna l. 48, c. Józefa,

29. Maria l. 19,

30. Józef l. 14,

31. Zofia l. 13,

32. Władysław l. 11

PRZEWORSKI

33. Józefa l. 70,

34. Władysław l. 32,

35. Genowefa l. 24,

36. Alojzy l. 10,

37. Wanda l. 7,

38. Marian l. 5,

39. Wiesław l. 3;

WIKŁO

40. Ignacy l. 40,

41. Władysław l. 33,

42. Stanisława l. 30,

43. Adolf l. 24,

44. Antonina l. 61,

45. Edmund l. 18,

46. Feliks l. 19,

47. Julian l. 22,

48. Michał l. 59,

49. Witold l. 24,

50. Zenon l. 4;

MATEREK

51. Władysław l. 59,

52. Jadwiga l. 49,

53. Henryk l. 25,

54. Stefania l. 31,

55. Andrzej l. 32,

56. Michał l. 31,

57. Dionizy l. 16.

 

Zbrodnicze, bestialskie spacyfikowanie Michniowa, miejscowości mojego Ojca i naszej zamieszkałej tu rodziny nie było przypadkowe. Niemcy nie mieli żadnych wątpliwości i byli dokładnie oraz szczegółowo poinformowani przez swoich konfidentów, że skrzynką kontaktową partyzantów i dowództwa AK był dom Władysława Materka. W związku z tym wśród aresztowanych pierwszego dnia pacyfikacji, z 9 mieszkańców Michniowa 5 nosiło nazwisko Materek, a także 9 kobiet wywiezionych do Niemiec nosiło to nazwisko. Niemcy wiedzieli także o kilku partyzantach-dowódcach, którzy należą do rozgałęzionej rodziny Krogulców. W Michniowie też mieli swe kwatery i tu zatrzymywali się "Ponury", "Robot" i "Motor", w domu Materków. W lasach otaczających Michniów, na Kamieniu Michniowskim miał swoją bazę oddział "Wilka", Józefa Domagały, tu był też punkt zborny dla ochotników pragnących walczyć z okupantem.

W pierwszej dekadzie czerwca 1943 roku w biały dzień ze stacji z Suchedniowa przybyła grupa 30 żołnierzy z konspiracji warszawskiej z por. "Czarką", ppor. "Rafałem" i ppor. "Motorem". W drodze na Kamień Michniowski zatrzymali się na kwaterze "Ponurego" w Michniowie, co dekonspirowało wieś. 

Kim byli zdrajcy?

Udowodnione zostało, że najwięcej materiałów na temat Michniowa Niemcy otrzymywali od agenta Gestapo Jerzego Wojnowskiego, ppor. "Motora", "Jerzego", "Garibaldiego", pochodzącego ze Skarżyska. Pełnił on funkcję oficera plutonu saperskiego w Zgrupowaniu Nr 2 "Robota". 18 stycznia 1943 roku opanował z "Ponurym" 16-stu ludźmi więzienie w Pińsku. Pełnił funkcję łącznika między zgrupowaniem a Komendą Główną AK. Jednocześnie był groźnym agentem Gestapo. "Motor" był kilkakrotnie w Michniowie i znał zabudowania, w których kwaterował "Ponury", a także miejsca, gdzie odbywały się spotkania dowódców Zgrupowań. 

 Na liście konfidentów byli też ludzie nie związani ze zgrupowaniem, jak Twardowski z Orzechówki, lokatorzy leśniczówki w Michniowie - jeden mężczyzna pracujący w tartaku w Berezowie oraz trzy kobiety o nieustalonych nazwiskach. Wszyscy oni prawdopodobnie byli rodziną zabitego konfidenta Gestapo – leśniczego z Michniowa, który w pierwszym kwartale 1943 roku został zabity przez oddział GL "Narbuta", a do Michniowa przybył na początku okupacji z poznańskiego. Wszyscy ponoć byli kuzynami zabitego szpiega. Zostali przesłuchani przez "Ponurego" i do niczego się nie przyznali. Zaraz po pacyfikacji Michniowa lokatorzy leśniczówki wyjechali. 

Pewne jest, że w zdradzie nie uczestniczył żaden z rodowitych mieszkańców Michniowa. Do dekonspiracji Michniowa przyczyniła się również zorganizowana w dniach 12 i 13 czerwca 1943 roku odprawa wszystkich obwodowych szefów Kedywu z okręgu na Kamieniu Michniowskim. Obcy przybysze przychodząc do Michniowa natychmiast rzucali się w oczy miejscowej ludności. W ten sposób łatwo można było zdekonspirować wieś i kwaterujące oddziały "Wilka" na Kamieniu Michniowskim. Wieść o zagładzie Michniowa dotarła do sztabu Okręgu i stanowiła jeszcze jeden argument przeciwko "Ponuremu" i Jego samowoli.

 

Czy musiało dojść do drugiego dnia tragedii? Czy partyzancki odwet należało wykonać natychmiast i to w miejscu oddalonym o pół kilometra od wsi? A na rozbitych wagonach pociągów pisać "zemsta za Michniów"? Albo zapewniać po akcji, że partyzanci wystąpią w obronie mieszkańców Michniowa? Te pytania mnie dręczą, gdy stanę przed grobami zbiorowej mogiły mieszkańców Michniowa i mojej rodziny na cmentarzu w Michniowie.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Szydlowiecki.eu




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do