
Kolejne miesiące partyzanckiej walki Lucjana Krogulca ps. Lutek, to czas ofensywy sowieckiej Armii Czerwonej na terenach Polski. 1 sierpnia wybuchło Powstanie Warszawskie. W drugiej połowie sierpnia Armia Krajowa ruszyła na pomoc walczącym kolegom.
Głuchy pomruk dział frontu wschodniego w drugiej połowie lipca stawał się coraz wyraźniejszy, przeradzając się w bliską już nieustanną kanonadę artyleryjską.
Z rozkazu płk "Lina" zostaliśmy przerzuceni w południowo-wschodni rejon Gór Świętokrzyskich - Oddziały 2 pp. rozlokowały się w rejonie Lasy Wszachowskie - Szumsko - Zbelutka - Bardo, tworząc na okres 10 dni tzw. Republikę Wszachowską.
15 sierpnia 1944 r.
przypada Święto Matki Boskiej Zielnej i Dzień Żołnierza Polskiego. Szykujemy się do mającej się odbyć defilady. Z tej okazji w miejscowym kościele w Dębnie odprawiane jest uroczyste nabożeństwo przez kapelana pułku ks. Jerzego Brodeckiego ps. "Szkarłatny Kwiat". Po nabożeństwie, spowiedź i komunia święta. Na placu przed kościołem po nabożeństwie odbyła się defilada, którą odebrał płk "Lin", dowódca 2 Dywizji Piechoty Legionów Armii Krajowej. W tym czasie dowództwo 2 Dyw. Piechoty Leg. AK otrzymuje rozkaz Komendanta Gł. AK gen. "Bora" - Tadeusza Komorowskiego, który wzywał wszystkie oddziały AK do marszu na pomoc Warszawie. Od dwóch tygodni śledzimy z uwagą przebieg walk powstańców AK w Warszawie.
2 pp. Leg. AK otrzymał rozkaz koncentracji w rejonie miasta Przysucha.
16/17 sierpnia
Wieczorem nastąpił wymarsz w wyznaczone miejsce postoju z Woli Szczygiełkowej przez Bodzentyn, Leśną i o świcie oddziały dotarły do Siekierna, gdzie kwaterowały dwa dni. Nasza kompania kwaterowała w Siekiernie – Przedgrabie. Nasza drużyna "Janusza" u gosp. Jana Kisiela i została wysłana na ubezpieczenie 2 pp. Leg. na placówkę do m. Borecka Siekierno przy drodze Siekierno - Bodzentyn, na wzgórzu, gdzie stał przydrożny krzyż. Stąd mieliśmy dobry widok na kierunek drogi z Kielc i Suchedniowa. Jeśli już, to tylko tą drogą mogły zaatakować niemieckie wozy opancerzone lub czołgi, dlatego nasza placówka została wsparta sekcją piata "Orlika". Drogi przez las do Siekierna od Bronkowic ubezpiecza 3 pp., a od Suchedniowa przez Kleszczyny 4 pp., od Rataj placówka 2 pp. Jesteśmy coraz dalej od frontu, już na tyłach niemieckich. Mówimy o Warszawie, że idziemy pomóc powstańcom, którzy od dwóch tygodni prowadzą ciężkie walki z Niemcami, bez żadnego wsparcia. Mówimy również o trudnościach, jakie nas czekają, ciężkie marsze i walki na trasie z wrogiem oraz brakiem jedzenia. Tu służbę pełniliśmy 12 godz. i zostaliśmy zwolnieni przez III druż. "Szuma" z II-go plutonu.
W Siekiernie ukrywał się mój brat "Mrówka" pod zmienionym nazwiskiem "Jan Kabała" u gosp. Bolesława Zawady. Tu razem z bratem "Mietkiem" mogliśmy się ogolić i ostrzyc. Mycie zaś i kąpiel odbywała się w rzece Świślinie, która przepływa około 200 m od Siekierna Przedgrabia. Zmieniliśmy także bieliznę, dostaliśmy również zapasową. Siostra Zawady, Rozalia częstowała nas obiadem i dała prowiant na drogę. W czasie postoju w Siekiernie otrzymałem przepustkę od "Dzika" i pożyczonym rowerem udałem się do Sieradowic pod lasem, skąd od Heleny Kisiel odebrałem 5 szt. swetrów - golfów, zrobionych dla nas zimą 1943 r. Swetry otrzymali po jednym: "Janusz", "Jastrząb" i "Mietek" a ja dwa.
Od brata Janka –"Mrówki", który tu w Siekiernie pracował na składnicy drewna i aktywnie działał w miejscowej placówce AK a także w Cywilnym Ruchu Oporu Leśników, dowiedzieliśmy się o naszej Mamie. Ukrywa się obecnie na terenie Wąchocka u p. Czesława Cioka, pracując w jego gospodarstwie. Siostra Franciszka z dziećmi mieszka także w Wąchocku, a Hela w Bronkowicach Górkach. Dowiedzieliśmy się także, że "Zuzia" Marianna, w maju 1944 r. została powiadomiona, aby nawiązała kontakt z kołem Armii Krajowej w Wąchocku, w celu wyjazdu do pracy w majątku Olszanka, na skraju Puszczy Mariańskiej, którego właścicielem jest p. Zofia Gromadzka. Wyjazd nastąpił na początku czerwca z łącznikiem "Zuzi" p. Czesławem Grzegółką z Olszanki, przy pomocy pracowników PKP. Po zakończeniu działań wojennych wróciła w strony rodzinne i zatrzymała się u siostry Heleny we wsi Bronkowice Górki. W Olszance pracowała jako pomoc domowa, a od sierpnia opiekowała się rannymi powstańcami z Warszawy, których tu przywożono.
16/17 sierpnia
Nasz 2 pp. Leg. AK po otrzymaniu rozkazu wykonania akcji "Zemsta", z Siekierna z wyruszył na odsiecz Powstaniu Warszawskiemu. W Siekiernie, z bratem "Mietkiem" dostatecznie zostaliśmy zaopatrzeni w żywność, a przy opuszczaniu wioski serdecznie żegnani. Starano się każdemu żołnierzowi przekazywać chleb, wędlinę, owoce życząc zwycięstwa w bitwie z Niemcami o Warszawę i zdrowego powrotu do domu. Trasa wymarszu ruszyła w kierunku wyznaczonego rejonu koncentracji przez lasy siekierzyńskie znaną drogą leśną Bronkowice – Kleszczyny, z południowej strony Suchedniowa pod tor tunelem i szosę Kielce – Skarżysko. Po północnej stronie Ostojowa. Następnie przez lasy osieczyńskie, szosę i tor Skarżysko - Końskie, w rejon Nadleśnictwa Sołtyków, lasy Nadleśnictwa Niekłań, lasy majątku Chlewiska, w rejon Rusinowa, Zapina, Ruskiego Brodu, Karpowa i Bryzgowa. Nasz batalion zakwaterował w miejscowości w pobliżu lasów przysuskich. Wyznaczony rejon koncentracji osiągnięto 19 sierpnia 1944 r. w lasach przysuskich.
19 sierpnia 1944 r.
Dotarła tu cała 2 Dywizja Piechoty oraz radomski 72 pp., a 7 Dywizja tylko swoim jednym batalionem "Tygrys" z 74 pp. AK. Dowódca Korpusu "Jodła" płk "Mieczysław" ze swoim sztabem zakwaterował w leśniczówce Huta. Tu meldowali się u niego oficerowie łącznikowi 25 pp. z por. "Bończą". Pułk ten dowodzony przez mjr "Leśniaka" Rudolfa Majewskiego stał już w lasach przysuskich i wchodził w skład Okręgu Łódź, a zatem nie został zaliczony do sił Korpusu "Jodła`.
22-23 sierpnia
Liczebność naszych sił wynosiła ponad 5.000 żołnierzy i oficerów. Wyżywienie takiej ilości ludzi oraz sporej ilości koni w okolicy ubogiej w żywność było trudnym zadaniem. W tym rejonie - Ruski Bród, Chlewiska, Borkowice, Przysucha - odbyła się koncentracja żołnierzy 2 Dywizji Piechoty. Komendant Okręgu płk "Mieczysław` przeprowadził inspekcję batalionów 2 pp. Leg. AK i odbył rozmowy z oficerami i żołnierzami oraz udekorował kilku oficerów i szeregowych pułku Krzyżami Walecznych.
Nasz batalion jako najbardziej zaprawiony w bojach, znający te tereny, zahartowany w marszach, dobrze znosił życie leśne i polowe, więc na nas spoczywał w czasie trwania marszu na koncentrację cały ciężar ubezpieczenia przejścia i zakwaterowania. Na przykład przy przekraczaniu torów Suchedniów - Kielce, miejscu kontrolowanym przez Niemców, "Nurt" kierował osobiście, tak aby długa kolumna z wozami taborowymi, a także mieszanina świeżo przyłączonych oddziałów z konspiracji, nie tarasowała normalnego marszu. A zatem na zagrożone odcinki wyznaczał kompanie doświadczonych partyzantów. Wystawiony patrol z kompanii "Jurka" przy przejściu torów zlikwidował patrol bahnschutzów. Przy przejściu szosy Kielce - Skarżysko przed ubezpieczeniem I drużyny III plutonu z 2 komp. "Dzika" od strony Kielc zatrzymała się niemiecka kolumna samochodów ciężarowych. St. strz. "Kaziuk" Kazimierz Marszycki służbę w partyzantce pełnił od marca 1943 r. w oddziale "Chłopcy z Lasu", celnie rzuconym gamonem, całkowicie rozbił samochód, gdzie zostało zabitych i rannych kilku Niemców. W związku z tym Niemcy zrezygnowali z atakowania naszych ubezpieczeń, a żołnierze pułków przekroczyli wszyscy szosę bez przeszkód. Od strony Skarżyska nasza drużyna ubezpieczała szosę. Okolice, gdzie odbywała się koncentracja, zostały zajęte przez wojsko. Zajęte były także i lasy. Nasz 2 pp. Leg. AK("Nurt`, "Zawisza", "Tarnina") kwaterowaliśmy we wsiach, oraz w okolicznych lasach. Żołnierze od: Opatowa, Sandomierza, Ożarowa, Ćmielowa itp., narzekali na głód i biedę, za żywnością nie wolno było wychodzić, wokół byli Niemcy. Niektórzy wychodzili za chlebem i mlekiem, które kupowali od rolników kilkadziesiąt metrów od kwater niemieckich, ryzykując własnym życiem, aby zdobyć żywność dla własnych kolegów i siebie. U rolników, którzy mieli studnie z wodą podskórną, brakowało jej nawet dla inwentarza, gdyż żołnierze wyczerpali wszystkie zasoby na własne potrzeby.
Tu na koncentracji spotkałem kol. "Mściciela" Michała Basę z m. Tarczek, który w 1943 r. służył w oddziale "Jacka" w Ochronie Radiostacji Dalekiego Zasięgu, obsługującej Zgrupowania Partyzanckie AK "Ponury` na Wykusie. Obecnie służy w 4 pp. Leg. AK pod dowództwem "Barabasza" Mariana Sołtysiaka w drużynie "Juranda". Rozmawialiśmy o warunkach w lesie. Oświadczył: "...cholernie chce mi się jeść. Nie macie tam czego w chlebakach?" - zapytał. Wyciągnąłem i wręczyłem mu pół bochenka chleba, który miałem z zapasu przywiezionego z Siekierna wozem taborowym przy pomocy "Szacha". Podzielił na 10 równych kawałków i rozdzielił chłopcom z jego drużyny. Przy pożegnaniu bardzo mi dziękował za chleb.
Koncentracja miała to do siebie, że nasi żołnierze I bat. 2 pp. Leg. mieli okazję poznać swoich kolegów z innych ugrupowań. Widzieli się nawzajem po raz pierwszy. Wymieniali między sobą swoje spostrzeżenia, dzielili się osobistymi wrażeniami i przeżyciami, byli sobie oddani i zawsze życzliwi. Okres koncentracji nie należał do łatwych w życiu, trudności pojawiały się w wyżywieniu żołnierzy. Te marsze nasze, głównie nocami, doprowadzały nas wszystkich do wielkiego zmęczenia i wyczerpania, nie tylko sił fizycznych ale i psychicznych. Przypominam sobie ileż to razy żołnierze zasypiali po drodze w czasie marszu, gubiąc kierunek i orientację, gdzie w czasie marszu pasy obciążone bronią, granatami, minami, uciskały biodra. Zarządzane krótkie chwile odpoczynku stawały się także nie do zniesienia. Żołnierze witali te chwile z zadowoleniem, ale nie rekompensowały one utraconych sił. Opierali się wówczas o drzewa, siadali na pniakach, większych kamieniach przydrożnych, odpoczywali siedząc na ziemi lub w kucki, ale potem po chwili znów marsz. Nawet kiedy było wolno palić, to nie było ani papierosa, ani tytoniu. Na postojach każdy kładł się na ziemię tam, gdzie marsz się zatrzymał, często zasypiali i się gubili. Przy tym dokuczał brud, wszy i świerzb. Mniej było dowcipów, humoru. Przed nami były tylko szara droga, ciemny las i marsz noc w noc, nie wiadomo dokąd. Kiedy się to wszystko wreszcie skończy albo zacznie - zadawaliśmy sobie pytanie.
Dla zebrania informacji o trasie marszu na Warszawę i jego rozpoznania, szef sztabu Okręgu ppłk "Wojan", uprzednio wydał polecenie II Oddziałowi przygotowania grupy rozpoznawczej. W jej skład wchodzili agenci cywilni - mężczyźni i kobiety. Oddziały rozpoznawcze wysłane nad Pilicę oraz agenci wywiadu dostarczyli informacji, że odcinek rzeki między Nowym Miastem a Białobrzegami jest wzmocniony okopami i zasiekami z drutu kolczastego. Obsada tych umocnień jest słaba i ma raczej charakter dzwonka alarmowego.
Teren od rejonu koncentracji, lasy przysuskie do Warszawy przecina rzeka Pilica - obszar na południe od Pilicy jest korzystny do przeprowadzenia koncentracji i wykonania marszów, dlatego że gęsto pokryty jest lasami z rzeką i siecią dróg, był tym samym słabiej obsadzony oddziałami niemieckimi, a zatem sama przeprawa przez Pilicę nie była trudna.
Obszar na północ od Pilicy aż do Warszawy jest terenem otwartym, płaskim, przeważnie z drewnianą zabudową wsi, tylko leżące w pobliżu Lasy Kabackie dawały maszerującym oddziałom osłonę i miejsce wypoczynku przed ostatnim etapem marszu do stolicy i uderzeniem na nieprzyjaciela. Odległość między miejscem planowanego przejścia Pilicy a Warszawą wynosiła ok. 100 km. Nie posiadaliśmy uzbrojenia przeciwlotniczego i przeciwpancernego a zatem cały marsz od Pilicy do Warszawy byłby niekorzystny zarówno dla marszów, jak i dla walki, gdyż nie dawał osłony przed bronią pancerną i lotnictwem.
Złożone przez Korpus "Jodła" zapotrzebowanie do aliantów na broń, celem dozbrojenia żołnierzy do walki w stolicy, także w ciężką broń przeciwpancerną, przeciwlotniczą, chemiczną, wręcz zostało załatwione odmownie. Lotnictwo USA również nie otrzymało zgody lądowania na lotniska zaplecza frontu sowieckiego - które miało nieść pomoc powstańcom Warszawy. Sowieci również nie udzielili pomocy wojskowej powstańcom.
23 sierpnia 1944 r.
W tej sytuacji biorąc pod uwagę trudność w dojściu do Warszawy i odmowę uzupełnienia broni i amunicji ze zrzutów, komendant Okręgu "Mieczysław" zarządził w gajówce Promień odprawę dowódców Korpusu, gdzie zapadła decyzja o przerwaniu marszu na Warszawę. Oddziały Korpusu dostały zadania wykonywania "Burzy" w wyznaczonych rejonach Okręgu.
Komendant Okręgu zameldował 26 sierpnia do Komendy Głównej, że koncentrację na pomoc Powstaniu Warszawskiemu rozwiązał dla wykonania "Burzy" na terenie swego Okręgu gen. "Bór" 27 sierpnia zaaprobował decyzje wstrzymania marszu na Warszawę.
Decyzja o przerwaniu marszu i odwrotu na południe wywołała w oddziałach zawód i wielkie rozczarowanie. W naszym batalionie powstało zamieszanie, a rozkaz odwrotu na południe jest z oporem wykonywany, w związku z tym przybywa do naszego batalionu kpt. "Siwy", szef sztabu 2 DP celem przeprowadzenia z nami rozmów i zapobieżenia nieprzewidywalnym następstwom wiszącego buntu. Argumenty podniesione przez kpt. "Siwego" nie przekonały nas. W rezultacie perswazji wróciliśmy do pozycji zdyscyplinowanych żołnierzy, a decydującym w tej sprawie momentem była zapowiedź kontynuowania "Burzy" w Kieleckiem. Zgrupowanie 2 DP Leg. AK miało wyznaczony rejon na południowy-zachód od Kielc - lasy rejonu Radoszyce - Małachów - Mniów.
31.08.1944 r.
Pogotowie marszowe, przesuwamy się na północny-zachód i po całonocnym marszu 2 pp. Leg. AK zajmuje kwatery już nazajutrz we wsiach w okolicach: Radoszyce - Muranów, Kapłanów, Szostaki, Filipy, Łysów, Węgrzyn. Nasz batalion zajmuje kwatery w Jóźwikowie.
1-3.09.1944 r.
Nasza obecność w tym rejonie została odkryta przez Niemców już pierwszego dnia. Patrole aprowizacyjne wysłane w nocy w rejon Grodziska i Radoszyc, skąd miały zabrać cały wypiek chleba z piekarni, spotkały Niemców i wróciły z małą ilością chleba. Patrole te były wysłane z II bat. 3 pp. Leg. i podczas starć ogniowych Niemcy podpalili pociskami zapalającymi kilka budynków. O tej sytuacji zawiadomił por. "Szarego" dowódcę II bat. 3 pp. Leg. członek m. placówki AK ps. "Olek", ponadto zeznał, że Niemcy okrążyli naszych żołnierzy, którzy przyjechali dwoma wozami po chleb do piekarni w Radoszycach. Opowiadał: - Niech ich pan broni, jest ich mało, zginą. Już jest pożar w mieście. Również "Szary" od wysuniętego do przodu ubezpieczenia otrzymał meldunek: "Kolumna niemiecka w ilości sześciu samochodów wjechała od strony zachodniej do Radoszyc. Słychać serie strzałów i widać dymy pierwszych palących się domów."
"Szary" natychmiast zarządził alarm bojowy i wysłał adiutanta "Mariana" do dowódcy pułku kpt. "Świątka" z ustnym meldunkiem, w którym prosił o rozkazy.
Batalion, uprzednio już przygotowany częściowo, wkrótce był gotowy do akcji. Na jego rozkaz wyruszył po południu. Kompanie szybkim marszem udały się w wyznaczonych kierunkach, a 5 kompania pod dowództwem por. "Jelenia" - Ludwik Wiechuła w rejon pomiędzy Grodziskiem a Radoszycami, w celu odcięcia drogi odwrotu Niemców - Radoszyce - Włoszczowa, z natarciem na Radoszyce.
Pozostałe kompanie otrzymały następujące zadania:
- 1 kompania pod dowództwem por. "Sęka" opanować szosę Radoszyce - Końskie w rejonie m. Plenna, w oparciu o lasy radoszyckie - z zadaniem niedopuszczenia posiłków Niemcom z kierunku Końskich oraz uniemożliwienia ucieczki nieprzyjaciela z palących się Radoszyc przez zaminowanie mostka;
- kompania "Jelenia" za wsią Momocicha naciera na lewe skrzydło palącej się wsi Grodzisko, leżącej w odległości 2 km od Radoszyc, przy szosie Włoszczowa - Radoszyce i nawiązuje walkę ogniową z Niemcami.
W tym czasie kpt. "Tarnina" - Tadeusz Pytlakowski kwaterujący ze swym II bat. 2 pp. Leg. w Mularzowie, zaalarmowany przez ubezpieczenia o walce oddziału "Szarego", wysłał jeden pluton z 4 komp. ppor. "Burzy" w stronę Grodziska oraz 5 komp. por. "Zawiszy" w kierunku na Radoszyce. Oddziały te swoim pojawieniem się w rejonie starcia przyspieszyły wycofywanie się Niemców i dopomogły w walce komp. "Jelenia", która już od godz. 16 była w boju w płonącym Grodzisku. Część Niemców nie zdążyła wycofać się i musiała przyjąć walkę wręcz. W efekcie końcowym zginęło 19. Niemców - wg meldunków niemieckich - a 21. wg meldunku "Szarego" oddział "Jelenia" miał 2 zabitych i 1 rannego. Zdobyto 2 km-y, 2 pm-y, 20 kb, 15 pistoletów i oporządzenie.
W Grodzisku i Radoszycach spłonęło w tym dniu łącznie 20 zabudowań. Walka trwała ponad 4 godziny.
W rejonie Widoma - Malmurzyn w dniu 1 września miała postój Brygada Świętokrzyska NSZ pod dowództwem płk "Bohuna" - Antoni Dąbrowski i w tym dniu kpt. Białynia, kwatermistrz brygady wyruszył wraz z dwiema drużynami pod dowództwem sierżanta "Wilka" do Radoszyc po żywność. Już w drodze powrotnej z żywnością do miejsca postoju, do Radoszyc wjechała karna ekspedycja niemiecka w sile około 100 ludzi. Kapitan Białynia wydał rozkaz bezzwłocznego zaatakowania Niemców. Sierżant Wilk wykonał atak z całkowitym powodzeniem. Niemcy zaskoczeni skoncentrowanym ogniem z 4 km-ów i broni ręcznej ponieśli duże straty. Patrol kapitana Białyni nie poniósł żadnych strat. Można było oczekiwać, że wypadki te nakazywały liczyć się z możliwością podjęcia przez Niemców odwetu. Ppłk "Kruk" biorąc to pod uwagę, zarządził ostre pogotowie bojowe.
Następnego dnia wysunięte placówki ubezpieczeniowe już we wczesnych godzinach rannych zameldowały o posuwaniu się Niemców w kierunku Radoszyc. Z samego rana Radoszyce otoczone zostały kordonem wojska, policji niemieckiej i Kałmuków. Pod osłoną samochodów pancernych oddziały pacyfikacyjne wkroczyły do miasta: wypędzono ludność z kościoła ze Mszy Św., powyrzucano z domów i spędzono na rynek, tu kazano im klęczeć z podniesionymi rękami w oczekiwaniu na egzekucję. Część osób zamknięto w remizie strażackiej, zapowiadając, że zostaną upieczone żywcem (wypisz wymaluj robili to, co oprawcy w czasie zagłady Michniowa 12-13 lipca 1943 r.). Kilka osób zastrzelono przy próbie ucieczki. Rozpoczął się rabunek i podpalanie zabudowań. Czarna chmura dymu wzbiła się nad miastem.
Zaalarmowany kpt. "Tarnina` przystępuje do wykonania opracowanego w dniu poprzednim zadania. Placówka "Jędrusiów" starła się pod Pakułami z oddziałem rozpoznawczym Kałmuków z ekspedycji karnej przybyłej pod Radoszyce, która zbiegła zostawiając 3 zabitych i 16 koni.
Kompanie kpt. "Tarniny" uderzają na Niemców z całej siły, które to kompanie 4, 5 i 6 z 2 batalionu zbliżyły się do Radoszyc. Pierwsza weszła 5 komp. Zaatakowani Niemcy starali się stawiać opór - zaskoczeni jednak zmasowanym ogniem karabinów maszynowych i dziesiątkowani ogniem pistoletów maszynowych zaczęli się wycofywać z rynku na przedmieście. Natomiast 4 i 6 kompania 2 bat. niszcząc niemieckie gniazda broni maszynowej, mimo strat uwalnia miasto i przychodzi z pomocą 5 kompanii. Wyjechały nawet auta pancerne, korzystając z zamętu spędzona na rynek ludność rzuciła się do ucieczki.
3 września 1944 r.
Też niedziela, jak w 1939 r. Od wczesnego ranka w 2 pp. Leg. zarządzono pogotowie bojowe w przewidywaniu nowych akcji represyjnych na skutek dużych strat, jakie Niemcy ponieśli w dniu poprzednim. Bataliony 2 pp. Leg. zakwaterowane były jak niżej: I bat. "Nurta" w Jóźwikowie, II bat. "Tarniny" w Mularzowie, III bat. "Pochmurnego" w Łysowie, a przy nim dowództwo 2 pp. Leg. z dowódcą "Krukiem".
Niemcy 3 września powtórzyli akcję na Radoszyce, okrążając je znacznie większymi siłami, tj. - 1 kompania wojska, 4 komp. mieszanych oddziałów: SS, Kałmuków, Kozaków i Ukraińców.
II batalion 2 pp. Leg. nastawiony na akcje niemiecką, uderzył na nich w chwili podpalania przez nich Radoszyc.
Wraz z rozkazem rozpoczęcia natarcia II bat. na Radoszyce dowódca pułku "Kruk" wydał rozkaz dowódcy I batalionu "Nurtowi", aby skierował oddział w sile stu ludzi w rejon Białkowej Góry - Wilczkowice, dla odcięcia spodziewanego odwrotu wroga w kierunku Włoszczowej.
Od rana obowiązywało pogotowie bojowe, kompania nasza czekała na rozkaz i uzupełniała podstawowe braki. "Nurt" natychmiast podrywa naszą kompanię "Dzika` i "Jurka" i szybkim marszem, a następnie już nawet biegiem ruszamy z Jóźwikowa przez Wilczkowice w kierunku Jakimowic. Reszta batalionu pozostaje w Jóźwikowie z zadaniem osłony oddziałów biorących udział w akcji.
Nasze kompanie po osiągnięciu drogi Radoszyce - Wilczkowice ruszają przez otwarte pole w stronę szosy Radoszyce - Jakimowice, stanowiącej jedyną drogę odwrotu dla Niemców, którzy już w popłochu ogarnięci paniką opuścili Radoszyce, uciekając samochodami, a Kałmucy - konno. W obawie przed zupełną zagładą w pośpiechu załadowali się na samochody i pozostawiając własnemu losowi tych, którzy nie zdążyli jeszcze wydostać się z Radoszyc, na pełnym gazie odjechali w kierunku Jakimowic.
Nasza kompania wysunęła się do przodu na odległość około 200 m od wyznaczonego celu, jednak nie zdołała zamknąć Niemcom drogi, jednak ich samochody zostały ostrzelane przez nasze kaemy: "Jastrząb", "Stryjek" i "Gałązka" z naszej drużyny trafiali do celu, gdyż pociski dziurawiły plandeki samochodów, gdyż byliśmy już blisko szosy i ostatnie samochody zostały dokładnie ostrzelane z kabeków.
Rozkaz nakazujący przecięcie drogi odwrotu Niemcom został wydany "Nurtowi" zbyt późno. Kiedy "Nurt" znacznie wcześniej proponował założenie tam zasadzki, dowódca pułku nie umiał podjąć decyzji. Po opanowaniu szosy Jakimowice - Przedbórz nasze kompanie udały się do Radoszyc, likwidując po drodze "mieszańców", którzy nie zdążyli zabrać się na samochody i szli piechotą lub konno, a zobaczywszy nas zaczęli uciekać, ale i tak nie zdążyli zbiec. Dochodząc do Radoszyc widzimy dopalające się budynki mieszkalne i gospodarcze, kikuty kominów, wystraszonych mieszkańców i zabitych. Idący obok mnie "Szum" pyta: - "Lutek", co ten widok ci przypomina? Odpowiadam: - Zagładę Michniowa w dniach 12 i 13 lipca 1943 r. "Tadek" mówi: - "Tu w Radoszycach Niemcy zrobiliby to samo, tylko nie zdążyli. Oni byli, są i będą ludobójcami."
Przy takiej rozmowie dochodzimy na swoje kwatery późno w nocy w Jóźwikowie.
W czasie walki II batalionu kilkunastu "mieszańców", uwikłanych w walce i pozostawionych przez Niemców własnemu losowi schroniło się w stodole podejmując zaciętą obronę. Spłonęli żywcem, blokujący ogień z rkm-ów batalionu nie wypuścił z niej nikogo.
To "Tarnina" z II bat. 2 pp. Leg. wraz z kompanią por. "Zawiszy" przybył z odsieczą i stoczył walkę z wrogiem. Niemcy zostali rozgromieni a mieszkańcy Radoszyc ocaleni. Zabrano do niewoli wielu "mieszańców" z końmi. Miasto jednak wraz z dobytkiem spłonęło. Uratowano tylko sześć gospodarstw. Radoszyce to nie pierwsza miejscowość, która padła ofiarą ognia podłożonego przez niemieckich barbarzyńców, którzy już szósty rok pastwią się nad bezbronną polską ludnością.
Po trzech dniach walk o Radoszyce i Grodzisk straty Niemców i własne przedstawiają się następująco:
2.09.1944 r. - npla - zabitych 21, własne 2, 1 ranny.
Zdobyto: 2 kaemy, 2 peemy, 20 kb, 15 pistoletów i oporządzenie.
3.09.1944 r. - npla - ok. 50 zabitych i rannych - własne: 2 ciężko i 2 lekko rannych.
Zdobyto: 1 lkm, 6 kb, 2 pistolety maszynowe, 5 kb automatycznych, 16 koni - 6 z siodłami, 6 par butów i oporządzenie.
Spośród ludności Radoszyc - cywilnej zginęło dwadzieścia kilka osób, a trzy czwarte miasta zostało spalone.
Niemcy wzięci do niewoli zeznali, że siły niemieckie pacyfikujące Radoszyce liczyły 800 ludzi.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie