
Blanka Świercz, mieszkanka Szydłowca, wzięła udział w dziesiątej edycji popularnego programu "Rolnik szuka żony". Choć nie udało jej się zdobyć serca Artura z Mazowsza, to po udziale w programie jej życie przeszło spektakularną przemianę, a ona sama stała się rozpoznawalna postacią. W wywiadzie specjalnie dla Czytelników Tygodnika, Blanka opowiada o swojej wielkiej telewizyjnej przygodzie. Dzieli się swoimi doświadczeniami z udziału w programie, opisuje kulisy produkcji, a także zdradza, jakie niespodzianki spotkały ją po zakończeniu show.
- Jak znalazła się pani w programie "Rolnik szuka żony"?
- Muszę przyznać, że decyzja o napisaniu listu i zgłoszeniu się do programu była dość szalona. Zobaczyłam wizytówkę Artura i odniosłam wrażenie, że mam w sobie to, czego szuka. Zainteresował mnie sobą, miał pewne cechy, które z jakiegoś powodu zapadały w pamięć. Zawsze kierowałam się tym, że lepiej spróbować niż żałować, że nie miało się na coś odwagi, stąd moje ryzyko i w tej kwestii. Napisałam list i oddałam resztę w ręce losu. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie produkcja programu z informacją, że Artur chciałby mnie bliżej poznać i tak to się zaczęło. Byłam lekko zdziwiona takim obrotem spraw, bo nie podchodziłam do tematu z jakąś szczególną nadzieją czy oczekiwaniami. Poczułam, że skoro zostałam wybrana to znak, że nie powinnam się już cofać tylko iść w to z otwartością na przygodę i ciekawością nowych doświadczeń.
- Czy jest to pani debiut w telewizji?
- Owszem. To była moja pierwsza przygoda z telewizją. Takie pomysły nigdy przedtem nie wpadały mi do głowy :)
- Jak się pani czuła będąc pośród dziewcząt, kandydatek na partnerkę Artura?
- Wszystkie dziewczyny są piękne, zabawne i mądre. Już podczas początkowych nagrań panowała wesoła ciepła atmosfera. Nie traktowałam tej sytuacji jako konkurencji. Chodziło od początku o emocje, uczucia, relacje międzyludzkie. Tego nie dało się zatem wygrać czy przegrać. Ktoś jest dla siebie stworzony lub nie i z tym nie ma sensu walczyć czy to analizować. Każda z nas była na swój sposób wyjątkowa, wyróżniała się zupełnie czymś innym. Aczkolwiek czułam się dość pewnie, nie porównywałam się do nikogo. Skupiałam się po prostu na spędzaniu wspólnie czasu, chłonąc przygodę, która miała wtedy miejsce. Dzięki niej poznałam mnóstwo cudownych osób oraz bratnią duszę, z którą przyjaźń pielęgnuję do dziś.
- Jak się pani dogadywała z Arturem?
- Dni na gospodarstwie były wypełnione przez produkcję programu licznymi aktywnościami, dodatkowo byłyśmy tam we trzy - co także nie jest zbyt naturalną sytuacją. Na początku dużo żartowaliśmy. Czuć było, że nadajemy na wspólnych falach. Jednak niestety z upływem czasu zauważyłam, że ciężko było porozmawiać z Arturem na tematy inne niż jego gospodarstwo.
Dostrzegłam i uświadomiłam sobie też, że różnimy się pod względem wartości, celów życiowych, podejścia do życia, ludzi, pasji, samoświadomości... Zupełnie dwa inne światy i nie było żadnej szansy, żeby mogły się gdziekolwiek ze sobą spotkać. Wspólnych tematów było zatem coraz mniej, a każdy kolejny weryfikował to, że nic sensownego się tutaj między nami nie wytworzy.
- Jak zareagowali pani bliscy na pani udział w programie?
- Z perspektywy czasu uważam, że towarzyszyła im mieszkanka różnych emocji. Radość, nadzieja, strach, ciekawość, niepewność. Była to jednak dość nietypowa sytuacja - trzeba przyznać. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać, jak to wszystko się potoczy, jak wpłynie to na moje życie czy pracę. Aczkolwiek każdy był bardzo wspierający i ciekawy tego, co się wydarzy.
- Czy ludzie rozpoznają panią na ulicy? Ludzie panią zaczepiają, może mówią coś miłego?
- Program "Rolnik szuka żony" jest dość popularny w Polsce. Liczyłam się z tym, że biorąc w nim udział będę już z tą produkcją kojarzona. Muszę przyznać, że odczuwam spore zainteresowanie od początku emisji odcinków, zarówno w mediach społecznościowych jak i na żywo podczas codziennych sytuacji. Dużo spojrzeń, uśmiechów, komentarzy... Często ktoś podchodzi zrobić sobie wspólne zdjęcie, zadać parę pytań, poznać moje dalsze losy czy życzyć powodzenia. Natomiast jest to wszystko bardzo miłe i nienachalne.
- Czym zajmuje się pani na co dzień?
- Zdobyłam tytuł magistra psychologii w lipcu tego roku, rozpoczęłam też 4-letni kurs psychoterapii w nurcie poznawczo-behawioralnym, zatem jestem obecnie psychologiem w trakcie certyfikacji oraz coachem. Prowadzę terapie stacjonarne oraz konsultacje zdalne, pracuję z pacjentami nad ich poczuciem własnej wartości, relacjami międzyludzkimi, schematami rodzinnymi czy bieżącymi problemami. Biorę udział w licznych kursach i szkoleniach, by stale polepszać jakość swoich usług. W przyszłości planuję dodatkowo prowadzić grupy terapeutyczne i zajmować się terapią par.
- Jakie ma pani marzenia na przyszłość?
- Program pozwolił mi spełnić kilka z nich, za co jestem bardzo wdzięczna. Poznałam mnóstwo cudownych osób, zbudowałam kilka niesamowitych, silnych i ważnych dla mnie relacji. Naprawdę w obecnym momencie życia mam już bardzo dużo. Posiadam kilka podróżniczych czy zawodowych marzeń, jednak traktuję je jako cele do zrealizowania, bo wiem, że jeśli czegoś bardzo chcę, to osiągnę to prędzej czy później. Moim największym, głównym marzeniem jest zdrowie dla mnie i moich bliskich - nic więcej do szczęścia nie potrzebuję.
fot. archiwum prywatne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie